Zraniony, zły na kobiety, często z ogromną potrzebą miłości, ale niewłaściwie realizowaną. W niektórych kobietach taki mężczyzna budzi od razu instynkt ratowniczki. Tyle, że aby stworzyć z nim udany związek, musza najpierw pozwolić, by sam uratował siebie – mówi terapeuta Jacek Masłowski. Rozmawia: Martyna Harland.
„Facet z odzysku” – często słyszy się to sformułowanie. Co ono właściwie znaczy? Czy każdy „facet z odzysku” jest tez „facetem po przejściach”?
Jest to zwykle mężczyzna, który został porzucony przez swoją partnerkę albo sam od niej odszedł. Porzucony facet z odzysku nosi w sobie zwykle silny uraz do kobiet. I to wcale nie spowodowany odejściem tej partnerki. On nieświadomie wchodzi w związki z kobietami, które prędzej czy później go zostawią. W ten sposób potwierdza schemat emocjonalny, który wyniósł ze swojej relacji z matką albo z wcześniejszych związków. Ale i facet, który porzuca, może nosić w sobie podobny schemat. Często łączymy się w pary właśnie po to, żeby powtórzyć traumę relacyjną albo spróbować ją przekroczyć. Dlatego wielu mężczyzn ale też kobiet tworzy dzisiaj tego rodzaju komplementarne związki. Po to by dostać w nich standardową dawkę emocji. Dążą do spełnienia znanego sobie scenariusza.
W ten sposób chcą wyleczyć tę traumę?
Tyle, że jeśli mężczyzna spotka kobietę, która świadomie nie wchodzi w jego schemat relacji i nie zachowuje się tak, jak od niej oczekuje – to rosną w nim niechęć i niepokój. Dlatego najpewniej zostawi tę kobietę. Chyba, że nauczy się z nią żyć w inny sposób niż ten, do którego przywykł. Na tym polega zdrowe przekroczenie traumy relacyjnej: mężczyzna uczy się być w związku inaczej niż potrafi. Nie poprzez gierki, manipulacje, awantury, porzucenia czy powroty. Tylko przez rozmowę, bliskość, wsparcie i autentyczność.
Jakie zachowanie kobiety może budzić niepokój mężczyzny?
Na przykład takie, że ona pozwala mu na dużą autonomię. Po prostu daje mu wolność. A on jest przyzwyczajony do bycia zawłaszczanym przez matkę albo poprzednią partnerkę. No i mamy kłopot.
Dlaczego?
Taki mężczyzna może myśleć, że kobieta nie jest zaangażowana w ich relację. Uważa, że ona o niego nie dba, nie interesuje się nim, nie zabiega o niego. On nie czyta jej zachowania jako poszanowania granic i funkcjonowania na poziomie dorosły-dorosły. Niestety wielu współczesnych mężczyzn myli kontrolę z zaangażowaniem.
Oprócz kontroli, o której mówisz, jakie gry prowadzimy najczęściej w związkach?
Na przykład są pary, w których ludzie miesiącami nie odzywają się do siebie. Wcale nie dlatego, że nie mają sobie nic do powiedzenia. W ten sposób realizują grę niszczenia siebie nawzajem. Albo robi to tylko jedna ze stron. Istnieje ogromna pula gierek związkowych, które skutkują tym, że później mamy faceta z odzysku.
Część mężczyzn w tej sytuacji decyduje się na psychoterapię. Dzięki czemu na przykład zauważają, że są w swoich związkach agresywni. A na terapii dowiadują się, że dzieje się tak dlatego, że funkcjonują w komplementarnej grze, którą podświadomie pragną przerwać. Oni nie chcą już tak dalej funkcjonować. Złościć sie, robić awantur. Tyle, że druga strona nie odpuszcza, bo nie potrafi inaczej. Kobiecie też nie jest łatwo wyjść z tej gry.
Zdarza się też tak, że mężczyzna trafia na kobietę, która mogłaby mu pomóc nauczyć się zupełnie innego sposobu funkcjonowania w związku, ale akurat w tym momencie życia on nie potrafi tego zrobić. Dlatego opuszcza partnerkę, szukając komplementarnego schematu.
Do twojego gabinetu częściej trafiają mężczyzni, którzy zostali porzuceni czy ci, którzy porzucają?
Najczęściej trafiają do mnie mężczyźni, którzy zastanawiają się: odejść czy zostać z partnerką? Lub tacy, którzy dopiero co podjęli decyzję o rozstaniu. Chcą poradzić sobie emocjonalnie z konsekwencjami związanymi z rozpadem tego związku.
Od czego zależy to, czy mężczyzna z odzysku uczy się na błędach, czy powtarza je w kolejnych związkach?
Niestety najczęściej mężczyzni powtarzają swoje błędy, wpadając w tak zwany transfer odpowiedzialności, czyli mechanizm, w którym przypisujemy sprawczość czynnikom zewnętrznym. Na zasadzie: „To ona jest zła”. Ona ze mną do łóżka nie chodziła. Ona nie dzwoniła. Nie spędzała ze mną czasu. Taki facet nie widzi tego, w jaki sposób sam wpłynął na tę sytuację. Wina nie leży po jego stronie. Ludzie generalnie mają taką cechę. Często widać to na salach sądowych w przypadku rozwodów z orzeczeniem o winie. To kuriozalny pomysł, żeby sądy rozpatrywały winę za rozpad związku. Dlatego, że najczęściej nie ma czegoś takiego jak wina, która leży po jednej stronie. Ten rodzaj myślenia otwiera drogę do wojny. To również przykład na to, że nie uczymy się własnej sprawczości i podmiotowości w związku.
Ale po rozstaniu to mężczyzna jest zazwyczaj krócej samotny niż kobieta.
Rzeczywiscie dość szybko w jego życiu pojawia się inna kobieta, która wypełnia tę lukę, przez co nie ma przestrzeni na to, żeby spotkać się z samym sobą i zrozumieć, co się właściwie stało. Co ja zrobiłem? W jaki sposób się do tego przyczyniłem? Nawet jeżeli mężczyzna ma świadomość tego, że to dwie osoby odpowiadają za związek i jego rozpad. Jednak wielu facetów ciągle nie ma gotowości do tego, żeby dać sobie czas i zwrócić się po pomoc do specjalisty, przyjrzeć się sobie. A to ważne, żeby móc stworzyć dobry związek. Mężczyźni szukają pocieszenia w ramionach innej kobiety. A że na świecie nie brakuje kobiet ratowniczek...
Jak wyjść z tego schematu, żeby mężczyzna mógł się wreszcie czegoś nauczyć?
To trudne, bo oznacza, że trzeba stać się dorosłym. A tak naprawdę dzisiaj jest niewielu ludzi, którzy zachowują się jak dorośli. W emocjonalnym tego słowa znaczeniu. Przeważnie funkcjonujemy na huśtawce, o której pisze Eric Berne w książce „W co grają ludzie?”. Opisuje tam trzy stany ego: Rodzica, Dziecka i Dorosłego. Większość z nas wchodzi w związki, w których zamieniamy się rolami. Czasem jesteśmy Dzieckiem, innym razem Rodzicem. A bycie Dorosłym w związku oznacza bliskość. Czyli jestem autentyczny, prawdziwy, nie udaję, nie gram, tylko komunikuję swoje potrzeby.
Załóżmy, że mamy do czynienia z autorytarnym mężczyzną, jego leży zawsze na wierzchu. Ten sam schemat powtarza później w kolejnych związkach. I jego kolejne partnerki mówią po pewnym czasie: dość.
Ale ten mężczyzna nie jest po prostu jak powiedziałaś „autorytarny”. To ma jakieś głębsze źródło. Taki facet to najczęściej Rodzic normatywny, czyli ktoś, kto bierze na siebie zbyt duży poziom odpowiedzialności. Zabierając tym samym odpowiedzialność drugiej stronie. Ale żeby tak się stało, druga osoba tą odpowiedzialność musi mu oddać. Dlatego nie można powiedzieć, że to autorytarny tyran, a jego żona jest biedną ofiarą. To nie działa w ten sposób. Wierz mi, ona ma z tego masę korzyści. Przynajmniej do pewnego momentu...
Czy taki mężczyzna powinien się zmienić i przestać być autorytarny, żeby móc wejść w zdrową relacje z kobietą? A może wystarczy znaleźć wystarczająco uległą partnerkę...
Nie chodzi o to, żeby się zmieniać. Trzeba nauczyć się inaczej postępować. Jeżeli mężczyzna po kolejnym rozwodzie zaczyna się orientować, że coś jest z nim nie tak, zauważa: „ok, faktycznie wybieram jeden określony typ kobiet”. To pierwsza rzecz do zrobienia na terapii: sprawdzić, w jaki sposób zapraszam kobiety do relacji. A później zobaczyć, że można zainteresować sobą również inny typ kobiet. Autorytarny facet jest nauczony tego, że na miłość trzeba sobie zasłużyć. Stara się być sprawczy: osiąga, działa, podejmuje decyzje. I jeżeli spotka kobietę, która zawsze marzyła o tym, żeby ktoś się nią zaopiekował, mówi: „zróbmy tak”, na co ona: „okej”. I wszystko gra. Ale z jakiegoś powodu ta kobieta również funkcjonuje w ten, a nie inny sposób. Być może miała władczego ojca, który nie pozwalał jej dorosnąć. Przez co jest przyzwyczajona do uległości. No i żyją sobie razem – ona i on, aż do momentu, kiedy kobieta zaczyna odkrywać, że w związku można inaczej. Zaczyna protestować. Tyle, że autorytarny mężczyzna nie potrafi być w związku, w którym kobieta jest samodzielna. To by oznaczało, że stał się niepotrzebny. Zaczyna się obawiać tego, że zostanie opuszczony. Bo nie jest w stanie zasłużyć na jej miłość.
Co wtedy robi taki mężczyzna?
Eskaluje swoje działania, czyli próbuje utrzymać kobietę w zależności. Nie dlatego, że jest złym człowiekiem. Tylko taki ma schemat relacji. Myśli, że kobieta może być z nim tylko wtedy, gdy on ją kontroluje. Chodzi o to, żeby mężczyzna zobaczył, że może dostać miłość. Ale nie za coś. Tylko po prostu.
Co może zrobić kobieta, by mu w tym pomóc?
Jedynie jego terapeutka może być tą kobietą, która w procesie psychoterapii pokaże mu, jak wygląda ta inna układanka. On nie musi o nią zabiegać, nawet nie może, a dalej dostaje od niej wsparcie i bliskość. Co na początku jest dla niego przedziwne: „ale jak to, ja pani za to płacę?!”. Dopiero po jakimś czasie odkrywa, że jest w stanie wejść w bezpieczną dla siebie relację z kobietą, która nie potrzebuje tego, żeby on ją kontrolował lub żeby na jego głowie było całe utrzymanie. Z kobietą, która poradzi sobie bez niego. Wtedy mogą zacząć się czymś wymieniać.
Tylko uwaga, powiem wprost, to jest ścieżka dla wybranych. To nie tak, że każdy, kto przyjdzie na terapie, po kilku miesiącach wychodzi jak nówka sztuka i staje się super partnerski. To bardzo trudna praca. Ale efektem jest zmiana jakości życia.
Jeżeli jestem mężczyzną, który ma za sobą kilka rozwodów, czy to znaczy że teraz powinienem dla odmiany wejść w zupełnie inny typ relacji i poszukać zupełnie innej partnerki?
Ty w ogóle nie w tej sprawie przychodzisz na terapię. Mówisz raczej: „te baby są jakieś beznadziejne! Ja się staram, zabiegam, a ona nie potrafi mnie docenić”. Albo: „Znalazłem taką sierotę, co to nawet nie umiała się wysłowić, nie miała się w co ubrać. Wziąłem ją, przygarnąłem, wyedukowałem, nakarmiłem a ona teraz wielka gwiazda mówi mi: spadaj. Ma powodzenie u facetów i już mnie nie potrzebuje. No panie, co jest z tymi kobietami nie tak?!?”.
Mężczyźni przychodzą do mnie na terapię, bo jest im trudno, bo są źli, bo im smutno, przechodzą żałobę. Dopiero gdy sobie z tym poradzimy, wtedy wchodzimy w dalszy ciąg rzeczywistej terapii. Mniej wspierającej a bardziej rozwojowej. Przyglądamy się jego relacyjnym schematom, o ile oczywiście mężczyzna jest tym zainteresowany. Bo przecież to nie terapeuta mówi, czym mają się zajmować.
Są też mężczyźni, którzy słyszą od swoich kumpli: „stary, zobacz co robisz!”. Coraz częściej mężczyzni mają bliższe relacje z innymi mężczyznami, zaczynają ich szukać. I zaczynają dostawać feedback na swój temat. A to już coś. Może stać się inspiracją do tego, by wybrać się do terapeuty. Zresztą coraz większa grupa mężczyzn jest po psychoterapii. Później opowiadają w męskim gronie: „stary, byłem u tego gościa albo tej laski, to mi pomogło – spróbuj!”
A zanim jeszcze taki mężczyzna po przejściach pójdzie na terapię, to w jaki sposób wchodzi w kolejne związki? Jak wygląda jego stosunek do kobiet?
Są tylko dwie możliwości. Pierwsza: szuka wybawczyni, takiej, która go uratuje, bo wejdzie w znajomy schemat, a on znowu poczuje się ważny, potrzebny i kochany. Druga opcja to delikatnie mówiąc lekka niechęć do płci przeciwnej. No i ostre postanowienie: nigdy więcej. Wtedy taki mężczyzna kompletnie neguje kobiety. Traktuje je przedmiotowo albo pogardliwie. Mści się i odreagowuje, na przykład wchodząc z nimi w krótkotrwałe relacje seksualne.
To jak przepracować relację ze swoją eks, żeby nie myśleć: „to zła kobieta była”?
Mężczyzna musi przejść przez proces żałoby, czyli pożegnać swoją eks. Wtedy pozwala sobie na wszystkie emocje, które są z tym związane. Na dodatek w obecności bliskich osób: przyjaciół, rodziny czy terapeuty. Pozwala sobie na gniew, smutek, złość. Czyli krótko mówiąc: nie tłumi emocji. Bez przejścia przez proces żałoby taka relacja nadal jest aktywna i może trwać nawet całe życie.
Nie potrzeba do tego byłej partnerki? Można zrobić to samemu?
To jest tak jakby ci ktoś umarł. Nie rozmawiasz z nim, bo nie żyje. Żałobę przeżywa się w sobie. Tylko, że nie w samotnym kącie przy Johnnym Walkerze, a przy kimś. Gdy możesz sobie popłakać, a ktoś ci przy tym towarzyszy, wspiera cię. To jest prawdziwa żałoba. Tymczasem wiele osób nie ma przeżytych żałób po swoich relacjach. Wchodzą od razu w następny związek. Na zakładkę albo z rąk do rąk. To są najczęściej przepraszam za wyrażenie protezy kobiet, które odeszły.
Po czym mężczyzna może poznać, że żałoba po byłej partnerce się odbyła i udała?
Jak idziesz na cmentarz do swojego ojca i patrzysz na grób, to wiesz, że to był ważny dla ciebie człowiek. Ale już nie wybuchasz płaczem. Nie tęsknisz. Tylko zgodziłaś się na to, że odszedł, puściłaś go. To jest właśnie przeżyta żałoba. Tak samo w tej sytuacji – widzisz swoją eks, czytasz o niej na Facebooku i czujesz, że ją puściłeś. Pozwoliłeś jej odejść.
A terapia z byłą partnerką lub szczera rozmowa, nie są dobrym pomysłem?
Tylko jak rozwiązać sprawę z kimś, z kim właśnie kończysz relację lub skończyłaś ją lata temu? Jest tak, że albo zamknęłaś relację albo znowu w nią wchodzisz. Jeżeli wybierasz to drugie, siłą rzeczy jest tak, jakbyś rozdrapywała rany i posypywała je solą. Prawda jest taka, że z tą partnerką niczego już nie zrobisz. Pójście do niej i powiedzenie: „zrobiłaś mi krzywdę”, to tylko i wyłącznie na nowo otwieranie tej relacji.
Chyba, że to rozstanie przebiegło za porozumieniem. Kiedy przychodzą do mnie dwie osoby i mówią: „wiesz, wypaliło się między nami”, to widzę parę, która się szanuje i podjęła świadomą decyzję o tym, że w tym związku nie mają już czego szukać. Dziękują sobie za współpracę i idą w swoją stronę. Wtedy nie musimy przeżywać żałoby i zrywać relacji, bo tu nie ma zranienia. Natomiast my rozmawiamy o obszarze, w którym jest obecne zranienie, np. utrata przez porzucenie i odejście. Jeżeli tak było, to nie warto iść z powrotem do tej relacji. Oczywiście dalej jesteś w kontakcie z tą osobą, bo na przykład jest rodzicem twojego dziecka. Ale nie spotykasz się z nią jako kobietą, partnerką, tylko matką twojego dziecka. To już nie to samo.
W takim razie jaki rodzaj relacji stworzyć ze swoją byłą?
To rodzaj relacji w sprawie, czyli relacji rodzicielskiej. Jesteście rodzicami swojego dziecka i tematem waszych rozmów, waszych spotkań, waszych trosk jest to, co robić i jak robić z dzieckiem dla jego dobra. A nie, co się z wami dzieje w stosunku do siebie nawzajem.
Jeśli mężczyzna zostawia partnerkę i dziecko, często nie chce też płacić alimentów. Dlaczego?
To niestety nie jest rzadkie zjawisko. Jeżeli jest tak, że sądownictwo przyznaje w Polsce opiekę nad dzieckiem głównie matce, która reguluje później te kontakty z dzieckiem według własnego uznania, to ojciec odreagowuje to na tej matce nie płaceniem alimentów. Akcja – reakcja. To przejaw zupełnego braku zrozumienia tego, kto fianalnie jest poszkodowany i to przez obie strony. Oczywiście są ojcowie, którzy nie płacą alimentów, bo dzieci ich nie interesują. Jednak w większości przypadków niepłacenie alimentów przez mężczyznę nie jest w sprawie dziecka, tylko w sprawie relacji z matką. Mężczyzna czuje się upokorzony i w ten sposób chce być, jakkolwiek to nie zabrzmi „sprawczy“. Próbuje jakoś odzyskać swoją godność. Wiem, że to dziwnie brzmi: odzyskać godność, nie płacąc alimentów... Ale wielu facetów jest bardzo wkurzonych na tę sytuację. Czują się bezradni i niesprawiedliwie potraktowani. Sądzą, że to ich jedyne narzędzie wpływu na kobietę. Tracąc w perspektywie dobro dziecko, z którym nie są w stanie na dłuższą metę utrzymać więzi.
A w jaki sposób ja, jako nowa partnerka mogę stworzyć udany związek z facetem po przejściach?
Przede wszystkim dobrze, żebyś wiedziała, jaki schemat relacji budujesz. Czyli kogo szukasz i po co. Ale nie na tym świadomym poziomie, że: chciałabym założyć rodzinę. Tylko czy zazwyczaj ratujesz, a może wolisz być w związku ratowana i dlaczego.
Nie powinnam przede wszystkim dowiedzieć się, dlaczego rozpadła się poprzednia relacja tego mężczyzny?
Jeśli zapytasz mężczyznę, dlaczego rozpadł się jego poprzedni związek, to nawet jeśli będzie z tobą bardzo szczery, nie powie ci, że zdiagnozował u siebie tendencję do funkcjonowania w relacji z przemocową matką oraz zasługiwania na jej miłość. I że nieustannie powtarza ten cykl z kolejnymi kobietami. Jeżeli ci to zakomunikuje, no to jest mistrzem świata. Mężczyzna powie raczej: „starałem się, a ona mnie zostawiła”. W tym momencie zwykle kobieta odpala silniki odrzutowe i mówi: „To ja cie uratuję. Udowodnię, że nie wszystkie kobiety są takie złe. Teraz ja się tobą zajmę. Pokażę ci, że życie może być fajne”. No i ciągle tkwimy w schemacie.
Czy istnieje zdrowy schemat nawiązywania relacji z facetem po przejściach?
Ja na przykład zadałbym pytanie, jak długo taki mężczyzna był sam. Ale tak naprawdę sam, po tym gdy rozstał się z kobietą. Jeżeli dopiero co się rozeszli, albo właśnie się rozstają, to raczej zastanowiłbym się nad tym, czy zaczynać z nim jakąkolwiek relacje. No chyba, że stricte towarzyską.
Jakie zalety ma facet po przejściach?
Mnóstwo zalet! Tylko zależy dla kogo. Dla potencjalnej ratowniczki jest jedną wielką zaletą. Ma doświadczenie życiowe. Nie wiem czy przetworzone ale ma. Może jest już ojcem. A to dla wielu kobiet jest cenne. Prawdopodobnie ma też dobrą pozycję społeczną i materialną. Generalnie dojrzały facet najczęściej ma więcej zalet niż ten bez większego doświadczenia w życiu. Tyle że tak naprawdę nieważne są zalety tego mężczyzny. Tylko to, czy wie, co może tej kobiecie zaoferować i jak to zrobić.
Czy taki mężczyzna często decyduje się na samotność?
Tak, i to coraz częściej. Może nie 50 proc. ale myślę że jakieś 5 proc. mężczyzn po przejściach decyduje się na samotność. Ale nie pełną, tylko czasową. Dlatego że bardzo trudno być dzisiaj samotnym facetem. Nawet nie dlatego, że nie umiesz. Tylko mnóstwo kobiet zaprasza cię do relacji. A potem słyszysz: „współcześni faceci nie chcą wchodzić w trwałe związki”. No to sama zobacz. Mówię kobiecie: „Słuchaj, nie chcę się z nikim wiązać, jestem po rozwodzie, nie czuję się na siłach, żeby wchodzić w relację”. A jej zapala się lampka: „O! Na pewno boi się kobiet. Boi się zaangażować”. No i bądź tu teraz samotnym facetem...
Kolejna rzecz, wielu mężczyzn faktycznie nie potrafi żyć w pojedynkę. Natychmiast szukają nowej partnerki. W zastępstwie lub po to, żeby kontynuować swoją grę relacyjną.
Dlaczego męźczyzni nie potrafią być sami?
Dlatego, że nigdy się tego nie nauczyli. Mężczyzna rodzi się z matki i jest z kobietą cały czas. Aż do momentu, kiedy powinien przez chwilę być sam, czyli do wyjścia z domu. Kiedyś facet szedł do wojska i jakiś czas żył bez kobiety. Dzisiaj jeszcze nie wyszedł od matki, a już wiąże się z kolejną kobietą. Dlatego większość mężczyzn, których znam, nigdy nie żyła w pojedynkę. Już o tym rozmawialiśmy, pamiętasz, o funkcji separacyjnej ojca. I w ogóle mężczyzn wobec innych mężczyzn. Problem tkwi w tym, że wielu z nas, mężczyzn, nigdy nie było odseparowanych od kobiet. A dopóki tak będzie, mężczyzna nie będzie potrafił żyć bez partnerki.
A twoje przejścia, co dały ci w życiu? Czego cię nauczyły?
Zadały mi pytania, na które postanowiłem znaleźć odpowiedzi. I powiem ci szczerze, że poszukiwania były często bardzo trudne. A odpowiedzi bardzo nieprzyjemne.
Źródło: magazyn Sens, luty 2020.