Zranieni, zdradzeni, oszukani – reagujemy zwykle na trzy sposoby. Udajemy, że nic się nie stało, odpłacamy pięknym za nadobne lub cierpimy, a potem zwykle po jakimś czasie wybaczamy. Wychowuje się nas w przekonaniu, że ta ostatnia droga jest najwłaściwsza. Ale czy dla każdego i zawsze? O skomplikowane reakcje na krzywdę prof. Piotra Olesia pyta Martyna Harland.
Zemsta czy wybaczenie — co daje większą ulgę, gdy ktoś nas skrzywdzi?
W krótkiej perspektywie czasowej większą ulgę przynosi zemsta. Jednak nie pozwala pozbyć się przykrych emocji, a wywołuje kolejne, na przykład poczucie winy. Daje świadomość rewanżu, z którym człowiek przez krótki czas czuje się dobrze, ale nie daje on satysfakcji. Z kolei przebaczenie wymaga więcej wysiłku, czasu i przepracowania krzywdy, za to uwalnia od ciężaru tzw. negatywnych emocji, które w sobie nosimy.
Psychologowie twierdzą, że dla własnego dobra warto wybaczać innym. Tyle że wtedy akceptujemy wyrządzoną nam krzywdę i nie przywracamy stanu równowagi w życiu...
Krzywda krzywdzie nierówna. Jeżeli ktoś kolejny raz sprawia nam ból i przewidujemy, że to się powtórzy, wtedy rewanż może być adekwatną reakcją. Powstrzymuje kolejne akty cierpienia. Dlatego przebaczenie nie jest receptą na każdą sytuację. Natomiast ściśle wiąże się z naszymi przekonaniami na temat świata, innych ludzi i nas samych. Jeżeli uważamy, że ludzie generalnie są dobrzy, a złe zachowania tylko się im przydarzają, łatwiej nam przebaczać. Przekonania na temat własnej wartości mają krzywoliniowy związek z naszą zdolnością do przebaczania. Jeśli mamy niską samoocenę i myślimy: „Jestem nic niewart”, wtedy trudniej wznieść się ponad własną krzywdę, żeby przebaczyć. Bardzo wysoka samoocena również utrudnia proces wybaczania. Człowiek czuje wtedy poważny dysonans między tym, co się zdarzyło, a tym, na co jego zdaniem zasługuje.
Uczy się nas też, by brać sprawy w swoje ręce, być sprawczym.
Właśnie, istotne są również nasze przekonania na temat świata. Jeżeli uważamy, że świat jest sprawiedliwy, to łatwiej poruszać się w nim, przebaczając. No, chyba że to sprawiedliwość typu oko za oko, ząb za ząb. Wtedy faktycznie bierzemy sprawy w swoje ręce...
Czy takie przekonania kształtują się już w dzieciństwie? Często największym wyzwaniem w procesie terapii jest przebaczenie bliskim.
Pierwsze przebaczenie, na które człowiek się zdobywa, to to w stosunku do rodziny – rodzeństwa, a znacznie później rodziców. Tak naprawdę rzadko kiedy dochodzi do uświadomienia i ujawnienia wszystkich krzywd powstałych w dzieciństwie. Takie urazy najczęściej mają charakter niezawiniony. Przykładowo nadopiekuńczość i ograniczanie dziecka w rozwoju wynikają z lęku, a nie złych intencji rodzica. Biorąc pod uwagę, jak długotrwałe były te działania, a przez to silne i często nie w pełni uświadamiane, bardzo trudno jest nam wybaczyć, niekiedy wymaga to pomocy terapeuty. Jednocześnie intencje sprawcy – w tym przypadku dobre choć nietrafione– oraz to, czy odczuwa skruchę, to warunki istotnie ułatwiające wybaczenie.
A może istnieje dobra zemsta? Pisaliśmy już kiedyś w SENSie, że mścić trzeba się na bieżąco. Wtedy złość nie narasta i kierujemy ją wobec właściwej osoby, nie przenosimy na innych. W niektórych sytuacjach, jak zdrada w związku, może warto pokazać drugiej osobie swoje emocje i to, że zostaliśmy skrzywdzeni? Lepiej chyba zniszczyć sukienki niewiernej partnerki, niż udawać, że to nas nie dotknęło.
Pomyślałem, że taka zemsta na sukienkach to w ogóle świetna sprawa. Po pierwsze, nie uderza bezpośrednio w człowieka, tylko w rzecz. Poza tym tkwi w tym potencjał do rozpoczęcia czegoś od nowa. Trzeba kupić nowe sukienki. Niezależnie od tego, czy były ukochane, mogą się łączyć z okresem życia, w którym doszło do zdrady. Natomiast jeżeli zemstą byłaby zdrada, wtedy zaczyna być znacznie trudniej.
Z drugiej strony wtedy sytuacja między partnerami się wyrównuje i mogą zacząć od nowa. Wystarczy wyjechać gdzieś na dłużej, partner lub partnerka mogą się tylko domyślać, czy coś się wtedy wydarzyło. Mogło, ale nie musiało...
Bardzo trudno mi odpowiedzieć, czy w takiej sytuacji warto płacić pięknym za nadobne. Ale faktycznie postawienie drugiego człowieka w sytuacji niepewności i domysłów mogłoby mieć sens. Rzeczywiście dzisiaj usilnie dążymy do równowagi, szczególnie w związkach. Moim zdaniem to skrzywienie typowe dla kultury zachodniej, związane z przeakcentowaniem własnego „ja”. Jeśli ty masz czegoś więcej, czy naprawdę znaczy, że ja jestem gorszy? Jeśli ty możesz, to czemu ja nie? Moim zdaniem to błąd myślenia, związek może nie przetrwać takiej próby.
Może samo wyobrażanie sobie zemsty, planowanie jej, oglądanie na ekranie na przykład w filmach Quentina Tarantina, czytanie książek, jak „Hrabia Monte Christo“ Aleksandra Dumasa – wystarczy i przyniesie ulgę?
Kiedy uczymy ludzi, na przykład psychologów i pedagogów, tego, jak zrozumieć emocje innych, rozgrywamy z nimi psychodramy. Stawiamy ich w różnych sytuacjach i pytamy, dajmy na to, w jaki sposób czuje się uczeń, który jest kozłem ofiarnym w klasie. Ktoś staje się na tę chwilę uczniem, a inni mu dokuczają. Tego rodzaju odgrywanie ról w „wyobrażonym teatrze życia” sprawia, że możemy na chwilę poczuć sytuację samotności, odrzucenia czy napiętnowania. To pewnego rodzaju szczepionka przeciwko krzywdzie i agresji. I najskuteczniejszy sposób uczenia ludzi tego, jak zapobiegać wykluczeniu oraz piętnowaniu innych. A może też wybaczania. Oczywiście przy zdrowej osobowości, bez tendencji sadystycznych.
Tyle że zemsta przychodzi nam naturalnie, w przeciwieństwie do wybaczenia.
A przecież tzw. negatywne emocje wywołane krzywdą to ciężar, który niesiemy w sobie. To nas ogranicza i sprawia, że dużo trudniej jest cieszyć się życiem. Czasem wręcz uniemożliwia. To wszystko niszczy człowieka od środka. Rzutuje na inne, bliskie relacje. Jeśli coś nas gnębi, nie jesteśmy otwarci w kontakcie z naszymi bliskimi. Krzywda przypomina kulę lodową. W normalnych oko- licznościach pomału się rozpuszcza i z czasem jest coraz mniejsza. Dlatego rzadko zdarza się, żeby człowiek dokonywał zemsty po latach. Może się tak stać w przypadku zbrodni nie do wybaczenia, na przykład gdy ktoś z zimną krwią wymorduje naszą rodzinę i pozostaje bezkarny.
Nie wszystko jesteśmy w stanie wybaczyć. Ale czy można nie wybaczyć krzywdy, a jednak zaznać spokoju?
Są ludzie, którzy na skutek jakiegoś przykrego doświadczenia zamykają niewygodny rozdział swojego życia. Zrywają kontakt ze sprawcą krzywdy. Izolują się od problemu i osoby. Decydują, że nie będą się tym zajmowali. Nie chcą inwestować w to energii. Bo, żeby przebaczyć, trzeba mieć motywację. To trudny i czasochłonny proces.
Czym różni się „wybaczam i akceptuję”, od „wypieram i zapominam”?
Możemy wybaczyć tylko to, co pamiętamy. Tymczasem „wypieram i zapominam” to w języku psychologii tłumienie. Staramy się odsuwać nasze problemy na różne sposoby, czyli nie pamiętać zdarzeń, które wywołały w nas poczucie krzywdy. Faktyczna niepamieć takich zdarzeń sugeruje wyparcie, czyli wymazanie ich z pamięci, usunięcie ze świadomości w podświadomość. Jeżeli krzywda ma charakter gwałtowny i dramatycznym, tak jak na przykład sytuacja gwałtu, wtedy może dojść do wyparcia lub dysocjacji, czyli oddzielenia emocji od zdarzenia. Człowiek reaguje tak jakby to wszystko nie miało miejsca, jeżeli chodzi o emocje. Ma pamięć zdarzeń, czyli wie, a jednak nie czuje. Niedoświadczony terapeuta, rozmawiając z osobą będącą w stanie dysocjacji, może mieć wątpliwości, czy rzeczywiście doświadczyła krzywdy, bo opowiada o tym zdarzeniu, jakby nie była ofiarą.
Trudniej jest też chyba wybaczyć sobie niż innym.
Też tak czuję, dlatego, że sam tak mam. Natomiast jest wielu ludzi, którzy mają odwrotnie. Musimy wziąć pod uwagę dwa motywy organizujące nasze „ja”: motyw zmierzający do budowania pozytywnego obrazu siebie i ten, który buduje obraz prawdziwy. Jeżeli przeważa pierwszy – pozytywny, nie mamy większego problemu z przebaczaniem sobie. Będziemy chronić samych siebie przed prawdą o tym, że skrzywdziliśmy drugiego człowieka, minimalizować jego krzywdę. Natomiast jeżeli silniej działa u nas motyw budowania „ja” prawdziwego – w tym przypadku sprawcy cierpienia – wówczas możemy mieć kłopot z przebaczeniem sobie różnych rzeczy, nawet takich, które inni ludzie już dawno nam wybaczyli.
W takim razie bardziej adaptacyjne są dla nas różowe okulary. A przecież wydaje się, że lepsze powinno być dążenie do prawdziwego obrazu siebie?
Jeśli chodzi o realizację różnych celów życiowych, to faktycznie różowe okulary lepiej się sprawdzają, bo nie mamy problemu z tym, że popełniliśmy masę błędów, na przykład przy wychowaniu dzieci. Wtedy jest nam łatwiej o pozytywny bilans życia. Pracując na oddziale neurologii, miałem okazję rozmawiać ze starszymi ludźmi i niejednokrotnie zadziwiało mnie to, jak często potrafią wskazywać na różne swoje błędy życiowe, które z mojego punktu widzenia nimi nie były. Ktoś może uważać, że był zbyt surowy dla swoich dzieci, ale gdy go zapytamy, co te dzieci robią w życiu, okazuje się, że świetnie sobie radzą.
Dzieci mogły poradzić sobie w dorosłości, co nie zmienia faktu, że taki rodzic przez swoją surowość nie stworzył z nimi wystarczająco dobrej relacji. Stąd poczucie winy. Może w życiu jednak ważne jest przede wszystkim budowanie dobrych relacji z bliskimi?
Trafiła pani w drugie dno tego zjawiska. W samotność. Jeżeli zbudujemy dobrą, bliską i aktywną relację z dziećmi, wtedy mamy dużo mniej miejsca na to, żeby zastanawiać się nad tym, co w życiu nam nie wyszło. Energię do wybaczania można czerpać od innych. Gdy mamy fajnych, wspierających partnerów życiowych, jest nam łatwiej. Trudności stają się mniejsze, kiedy zostają opowiedziane i ujawnione. Jeżeli człowiek jest emocjonalnie nasycony, to najprawdopodobniej łatwiej jest mu zdobyć się na przebaczenie – sobie i innym.
Co najtrudniej jest nam wybaczyć?
Dotknęła pani nowego pola tematycznego, które jest niełatwe i bardzo złożone. Bo trudność z wybaczaniem może iść w kierunku poczucia winy za to, że nie potrafimy przebaczyć. Inny człowiek już dawno by wybaczył, a ja ciągle nie mogę sobie z tym poradzić. Dlatego, że to cały czas było i jest dla mnie bardzo ważne. Być może podważyło fundamentalny porządek świata, jak to, że z żoną ślubowaliśmy sobie miłość i wierność, a potem okazuje się, że to nie przetrwało na zawsze. Osoba, która ma kłopot z wybaczeniem, może mieć później poczucie winy dlatego, że nie potrafi się wznieść ponad swój ból i uczucia. Dla tej osoby krzywda jest nie do przejścia, przynajmniej na jakimś etapie życia.
Największe wyzwanie to wybaczyć sprawy, które dotyczą naszych wartości?
Zwłaszcza tych związanych z wiernością, miłością, godnością, życiem bliskiej osoby. Zastanówmy się, czy i w jakich okolicznościach można wybaczyć to, że ktoś jazdą po pijaku sprawił, że mamy niepełnosprawne dziecko. W jaki sposób można wybaczyć taką krzywdę? To wymaga wręcz heroizmu. I nie są to procesy związane jedynie z życiem psychicznym. Niektórzy uzyskują siłę do tego, żeby wybaczyć, poprzez zaangażowanie w życie duchowe. Jeżeli człowiek ma kontakt ze sferą duchową, niekoniecznie religijną, wtedy jest otwarty na wymiar transcendencji, który pozwala wznieść się ponad swoje uczucia. Gdy przyjmujemy, że istnieje rzeczywistość wyższa, większa, lepsza, to może ona pomóc nam spojrzeć na naszą krzywdę z dystansu i dokonać aktu przebaczenia. To jednak nie dzieje się szybko, proces przebaczania wymaga motywacji, wysiłku i czasu.
Wybaczenie to wyjście poza siebie i własne ograniczenia? Dzięki niemu się rozwijamy?
Rozwój jest efektem ubocznym lub też skutkiem procesu wybaczania. Rozwijamy się dzięki temu, że byliśmy zdolni przekroczyć własne emocje i przebaczyć. Wbrew sobie i swojej naturze.
Co jeszcze daje nam wybaczenie?
Daje ogromne poczucie wolności i uwolnienia: od ciężaru oskarżeń, od tzw. negatywnych emocji, złorzeczenia lub chęci zemsty. Jeżeli potrafimy się uwolnić od bardzo ciężkich, trudnych emocji, związanych z poważną krzywdą, to na nowo stajemy się wolnymi ludźmi.
W jaki sposób nauczyć się wybaczania? Czy są jakieś techniki, które możemy wprowadzić w życie? Co może nam w tym pomóc?
Drugi człowiek. Zjawisku krzywdy sprzyja samotność. Jedną z najważniejszych rzeczy, najbardziej pomocnych jest bliski kontakt z innymi ludźmi. Wtedy mamy szansę poszerzać własny punkt widzenia. To wyzwala nas od schematów. Nie tkwimy w zaklętym kręgu swoich myśli i uczuć. Sam przerabiam to w ciągu ostatnich miesięcy, po śmierci żony. Czuję, że mam mniej możliwości skonfrontowania swoich myśli i uczuć z bliskim człowiekiem. Teraz widzę, że sam fakt rozmowy z drugą osobą sprawia, że nie wpadamy w pętelki własnego myślenia. Od czasu do czasu, gdy z kimś porozmawiam, tak jak teraz z panią, uświadamiam sobie, że jestem w tym miejscu. Wtedy mogę z niego wyjść lub tam pozostać.
Piotr Oleś: psycholog osobowości, prowadzi badania na temat dialogów wewnętrznych, przemian osobowości w ciągu życia, a ostatnio również orientacji pozytywnej. Profesor zwyczajny i kierownik Katedry Psychologii Osobowości na KUL, prowadzi też zajęcia na warszawskim USWPS, przewodniczący Komitetu Psychologii PAN.
Źródło: magazyn SENS, styczeń 2019 rok