Pensjonariusz z zespołem Downa, mężczyzna bez przyszłości i kobieta, która po dobrej szkole trafiła do pracy w domu opieki… Zaprzyjaźnią się, bo jedno z nich nie ustanie w drodze do spełnienia swoich marzeń. O emocjach i nadziei, jakie daje nam dziś film „Sokół z masłem orzechowym” – rozmawiają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
„Sokół z masłem orzechowym” to komedia pełna serca, humoru i wzruszeń, która podbiła serca widzów na całym świecie. W rolach głównych Shia LaBeouf, Dakota Johnson i fenomenalny debiutant Zack Gottsagen. Zak jest wyjątkowym chłopakiem i zrobi wszystko, by spełnić swoje niezwykłe marzenie – chce podbić świat amerykańskiego wrestlingu. Ma już nawet specjalną ksywkę: Sokół z masłem orzechowym! Na swojej drodze przypadkiem spotyka Tylera, drobnego złodziejaszka o wielkim sercu, który wbrew wszystkiemu i wszystkim decyduje się mu pomóc. Zak i Tyler wyruszają w pełną przygód podróż, która stanie się początkiem prawdziwej przyjaźni. Według krytyków to jeden z najlepszych feel-good movie ostatnich lat i zdecydowanie najprzyjemniejszy seans 2020 roku w polskich kinach. Film zebrał znakomite recenzje, podbił serca widzów i otrzymał dziesiątki nagród i wyróżnień.
Martyna Harland: „Sokół z masłem orzechowym” to historia trzech osób: Tylera, Zaka i Eleanor, na pozór różniących się między sobą wszystkim i będących w innej sytuacji życiowej, między którymi rodzi się jednak głęboka więź. Jeszcze kilka tygodni temu powiedziałabym, że to niewiarygodne. A teraz oglądam ten film i go „kupuję”. Być może w dobie pandemii potrzebuję nawet takiej naiwnej wiary…
Grażyna Torbicka: Bo nawet jeśli nie do końca w to wierzysz, jak mówisz, to nie wyłączasz filmu, bo oglądanie go sprawia ci wiele radości! Miałam podobne wrażenie i myślę, że to konsekwencja trudnego czasu, w jakim się znaleźliśmy. Różnych lęków, z którymi się mierzymy, i negatywnych informacji, które słyszymy każdego dnia. Dlatego właśnie teraz potrzebujemy takiej bajki. To coś w rodzaju: „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żył sobie Zak. Miał jedno marzenie i bardzo chciał je spełnić. Dobra wróżka i dobry wujek mu w tym pomogli…”. Uważam, że to jest w pewien sposób familijne kino, które uczy tolerancji i szacunku do drugiego człowieka. A przede wszystkim tego, że trzeba podążać za swoimi marzeniami.
Przypomina mi się film „Yomeddine. Podróż życia” egipskiego reżysera Abu Bakra Shawky’ego. Oba ukazują historię dwóch mężczyzn, którzy ruszają w drogę i nawzajem pomagają sobie osiągnąć cele. Oba opowiadają też o tym, jak z chłopca stać się mężczyzną. Co daje bohaterom „Sokoła…” ta relacja?
Na pewno obaj potrzebują akceptacji ze strony drugiego człowieka. Zak chciałby, żeby ktoś dostrzegł, jak ważne jest spełnienie jego marzenia – odnalezienie uwielbianego mistrza wrestlingu, którego zna ze starych kaset wideo. Z kolei Tyler niesie ze sobą krzyż winy, odkąd stracił brata. To doświadczenie sprawiło, że nie potrafi zintegrować się z otaczającym go światem. Obaj czują się niezrozumiani.
Bardzo mocno utożsamiam się w tym filmie z Zakiem. Też mam ochotę uciec gdzieś daleko, doświadczać… Siedzimy na przymusowej izolacji i ten niby bezpieczny świat również wywołuje we mnie odruch duszenia się. Doskwiera mi brak przygód, martwię się, że przyszłość podróżowania to zdezynfekowane all inclusive. A w życiu chodzi przecież o to, żeby przekraczać swoje granice.
Mnie z kolei wydaje się, że jeśli wyciągniemy odpowiednie wnioski z tego wszystkiego, co teraz przeżywamy, to mamy szansę nie wracać do podróży typu all inclusive. Zresztą jak wiemy, parę takich wycieczek w dobie koronawirusa zakończyło się dosyć nieciekawie… Wydaje mi się, że kończy się masowość, także w podróżowaniu, ale dobrą stroną tego stanu może być to, że zaczniemy cenić małe, indywidualne wyprawy. A także momenty prawdziwej przyjaźni i spojrzenia sobie z uważnością w oczy. Bo na tym właśnie polega wspólna podróż Tylera i Zaka. Są pozostawieni sami sobie, swoim emocjom, traumom, które noszą, kompleksom i marzeniom. Każdy z nas może odbyć z nimi wspólną podróż, która i nas może odmienić.
Dla mnie to było ciekawe doświadczenie, bo okazało się, że kino drogi, kino przygodowe może mi dać teraz namiastkę uczuć, których najbardziej potrzebuję.
W tym filmie obserwujemy historię rodem z opowieści Marka Twaina. Nie ma tu świata komórek ani Internetu. Nasi bohaterowie mają w ręku prawdziwą papierową mapę! W dodatku to wcale nie jest jakaś wielka w sensie odległości podróż, jednak wielka w sensie mentalnym. Zak i Tyler nie podążają utartymi drogami, ruszają poprzez pola kukurydziane czy plaże. To jest bajkowa przygoda przepełniona naiwnością wiary w to, że jeśli jesteś zdeterminowany i pragniesz spełnić swoje marzenie, to możesz też włączyć w to innych i dać im szczęście. Bo Zak, dzięki temu, że ma swój osobisty cel, pomaga odnaleźć się Tylerowi i Eleanor. To dążenie pozwala również powrócić do życia jego idolowi, który nie dość, że został już przez wszystkich zapomniany, to nawet sam ledwo pamięta, że był kiedyś mistrzem wrestlingu. W ten sposób marzenie jednej osoby uszczęśliwia także innych ludzi.
Myślę, że na tym właśnie polega terapeutyczna moc tego filmu. Zachęca nas do tego, żeby wierzyć, i pielęgnuje w nas pozytywne emocje. Dla Zaka terapeutyczne są także filmiki wrestlingowe, które budzą w nim odwagę, chęć poszukiwania i walki o siebie.
Jednocześnie na drugim planie „Sokół z masłem orzechowym” pokazuje nam, jak ważne jest indywidualne podejście do ludzi z zespołem Downa, takich jak Zak. Odrzucony przez rodzinę, trafia do domu opieki i czuje się z tego powodu gorszy. Mieszka wśród starszych ludzi, co skądinąd wydaje mi się szczęśliwym rozwiązaniem, ponieważ gdzie indziej nie znalazłby takiej dawki empatii. Starsi pensjonariusze dostrzegali w nim wartość i olbrzymią wrażliwość, potrafili go docenić. Bo oni już widzą, co jest w życiu ważne. Choćby sąsiad z pokoju, który pomaga Zakowi w ucieczce, grany przez uwielbianego przeze mnie Bruce’a Derna. Z kolei młoda opiekunka Eleanor ma najlepsze chęci, ale nie bardzo rozumie prawdziwe potrzeby Zaka. Nie przyjmuje do wiadomość, że to samodzielny człowiek, który jest w stanie poradzić sobie w życiu poza domem opieki.
Shia LeBeouf i Dakota Johnson w filmie „Sokół z masłem orzechowym” (fot. materiały prasowe M2 Films)
Eleanor to nadopiekuńcza i kontrolująca opiekunka, która niesamowicie mnie irytuje. Zak ma 22 lata, a ona wkłada mu koszulkę. Uniemożliwia mu stanie się mężczyzną – tytułowym Sokołem.
Ona działa niestety zgodnie z zasadami, które obowiązują w domach opieki społecznej. We mnie też budzi irytację i myślę, że jej rola celowo została tak napisana. Eleanor bardzo długo nie rozumie istoty sprawy. Jest nawet skłonna zabrać Zaka z powrotem mimo świadomości, że jego dalszy los będzie tragiczny, bo jako permanentny uciekinier zostanie zamknięty w ośrodku przeznaczonym dla prostytutek i narkomanów. W roli Eleanor reżyser obsadził Dakotę Johnson, znaną przede wszystkim z filmu „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Rozbawiła mnie scena z futrzanymi kajdankami, bo to ewidentnie sygnał od reżysera: „Spokojnie, wszyscy mamy te same skojarzenia”. Takich scen wziętych w cudzysłów jest tu znacznie więcej, bo to bajkowa opowieść, choć niepozbawiona dozy prawdopodobieństwa.
Która scena poruszyła cię w tym filmie najmocniej?
Przede wszystkim wiele scen mnie rozbawiło, zrelaksowałam się podczas oglądania. Rzadko zdarza się nam rozmawiać o filmach, podczas których się śmiejemy, a jednocześnie jest w nich tak dużo trafnych, życiowych spostrzeżeń.
Mnie ten film dał dużo wiary, mimo, że to przecież bardzo prosta historia… W pamięć zapadła mi scena, gdy Tyler mówi do odnalezionego mistrza wreslingu: „Zak wierzy w ciebie. A niełatwo jest dzisiaj w coś wierzyć”.
Ja odebrałam ten obraz przede wszystkim jako przesłanie, żeby mieć w życiu marzenia i za nimi podążać. Dzisiaj, w czasach pandemii, to jest niezwykle budujące, bo dopóki mamy jakiś cel, to nie zrezygnujemy z życia. I jeśli powoli łapiemy tzw. doła, to warto przypomnieć sobie, czego jeszcze w życiu nie zrobiliśmy. Trzeba uwierzyć, że to się spełni, bo naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy jakaś ścieżka, furteczka nagle się otworzy. I może tak jak Zakowi uda nam się rozszerzyć kraty w oknie i uciec do tego naszego marzenia…
Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996-2016 autorka cyklu „Kocham Kino” w TVP2.
Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” w TVP2.
Źródło: magazyn Sens 2020 rok.