Każdy człowiek chce czasem pobyć w samotności, ale zdaniem terapeuty Roberta Milczarka mężczyźni potrzebują tego wyjątkowo, biologicznie i kulturowo. To dobre dla ich psychiki, ale i dla związku, bo po czasie spędzonym osobno bardziej doceniają ten spędzany razem. Rozmawia Martyna Harland.
Czy stereotyp mężczyzny jako samotnego wilka nadal jest aktualny?
To wcale nie stereotyp. Moim zdaniem w mężczyznach tkwi głęboko atawistyczna potrzeba tego, żeby oddalić się w samotność, choćby na chwilę. I to z różnych powodów, najczęściej po to, by poukładać się ze sobą, podjąć ważne życiowe decyzje, w poczuciu, że nie jest się wystawionym na ocenę innych. To nie zmienia się od lat, różnią się tylko dekoracje i współczesne atrybuty.
Kim zatem jest współczesny samotnik i jak wygląda jego wyprawa w samotność?
To są na przykład różne samotne podróże, wyprawy w góry czy konfrontowanie się ze słabościami poprzez sport uprawiany w pojedynkę. U wielu mężczyzn chęć oddalenia się od świata rozgrywa się na zupełnie nieświadomym poziomie. Dlatego uważam, że stoi za tym jakiś pierwotny mechanizm.
Mówimy o pewnym etapie życia w samotności, a znasz samotników, którzy żyją w pojedynkę przez całe życie, z dala od ludzi?
W moim gabinecie pojawiają się czasem mężczyźni, którzy mają taką konstrukcję, że faktycznie potrzebują więcej przestrzeni i wolności. Po to, żeby zbliżyć się do partnerki, muszą się od niej najpierw oddalić, inaczej mają poczucie sklejenia i niemalże wchłonięcia. Może to zabrzmi kontrowersyjnie, ale podoba mi się metafora mężczyzny sprężyny i kobiety fali z książki Johna Greya, „Kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa”. Dlatego, że kobiecy cykl emocji można metaforycznie porównać do fali, gdzie bycie „na fali” to odczuwanie mocy, spokoju i dobrego nastroju. I tak jak fala potrafi się dynamicznie załamać, również emocje mogą się zmieniać, aż do stanu bycia pod falą, w poczuciu beznadziei, bezsilności. Mężczyźni często popełniają błąd, próbując jakoś na to wpłynąć, pomóc i sprawić, by kobieta poczuła się lepiej. To pogarsza sprawę, bo mężczyznom trudno uznać emocje bez próby ich zmiany, a wystarczyłoby być obecnym, uważnym, bez zamiaru naprawiania, tłumaczenia czy wpływu na ten stan rzeczy.
A co oznacza metafora mężczyzny sprężyny?
Tak jak sprężyna, która kurczy się i rozszerza, mężczyźni potrzebują oddalenia po to, żeby się do kobiety zbliżyć. Mężczyzna, żeby zatęsknić, musi nabrać dystansu. Bo jeżeli jest się z partnerką cały czas blisko, to nie ma przestrzeni na to, żeby poczuć i doświadczyć, czym ta bliskość jest. Można powiedzieć, że to dość stereotypowe spojrzenie, a jednak jest w tym sporo racji. Oczywiście taka dynamika może dotyczyć też postaw i reakcji kobiet. Z pewnością jeśli mężczyzna nie nosi w sobie głębokich traum, a samotność nie jest ucieczką, tylko potrzebą wyznaczenia granic i posiadania swojej przestrzeni – to oddalenie się jest potrzebne dla jego zdrowia psychicznego. Tak samo jak i jest potrzebne kobiecie, ale myślę, że ze względów kulturowych mężczyzna jednak bardziej potrzebuje wylizać swoje rany bez ekspozycji społecznej. I to jest właśnie to ogromne wyzwanie w relacjach damsko-męskich. Bo mam poczucie, że kobiety traktują to oddalenie się mężczyzny jako coś, co jest kierowane przeciwko relacji. Oczywiście nie jest tak zawsze, ale kiedy mężczyzna rusza w podróż na motorze albo przesiaduje sam w garażu, to kobieta może odczuwać złość i żal, bo dlaczego on nie chce wpuścić mnie do swojego świata? No właśnie po to, żeby być z tobą blisko i mieć poczucie ciekawości ciebie, kobieto.
Rozumiem to, bo sama mam silną potrzebę autonomii i wolności. Jednak zaskakuje mnie, gdy w rozmowach z terapeutami pracującymi z mężczyznami pytam o to, co robią na męskich kręgach czy warsztatach, a oni odpowiadają mi: a co cię to obchodzi? Jako kobieta nie masz tam wstępu.
To jest czysto archetypiczna sprawa, bo skoro energia ma być męska, to dotyczy tylko mężczyzn. I nie chodzi o wykluczanie kobiet. Po prostu jest w życiu przestrzeń na wspólnotę i przestrzeń na odrębność. Mówiąc retoryką sportową: to, co się dzieje w szatni, zostaje w szatni.
Dlaczego uważasz, że kultura sprawia, że to właśnie więcej mężczyzn szuka dzisiaj samotności? Większość pustelników to mężczyźni?
Myślę, że to nie jest kwestia większych oczekiwań wobec mężczyzn, tylko sprzecznych wymagań. Bo dzisiaj nie do końca wiadomo, co to znaczy być prawdziwym mężczyzną. Kliszą jest to, że mężczyzna powinien być powściągliwy, silny i nie okazywać emocji będących objawem słabości. Współczesny mężczyzna musi sprostać wymaganiom, które wiążą się z wrażliwością emocjonalną. Ale jak w tym zachować pierwiastek męski? Bez agresji, z uczuciem i wyczuciem. Jak nie być miękkim, a wyrazistym? Mężczyzna ma dzisiaj wiele do przerobienia, dlatego tak potrzebuje samotności. Dostrzegam to także w terapii, na przykład gdy pracuję indywidualnie z mężczyznami, którzy jednocześnie są w terapii małżeńskiej. I widzę, że w pracy indywidualnej mężczyźni są bardziej otwarci niż podczas tej w parze – wtedy zamykają się i wycofują. Szczególnie gdy terapeutką jest kobieta. Czasem postrzegają to jak kobiecy sojusz przeciwko mężczyźnie. I to jest temat do przerobienia, trudny i żmudny.
Myślę, że bliskość z drugim człowiekiem staje się coraz trudniejsza dla nas wszystkich. Czy męska samotność nie jest dzisiaj bardziej ucieczkowa?
Każdy z nas ma potrzebę bliskości i dzielenia się swoimi doświadczeniami z innymi, cieszenia się, wspólnego doświadczania. Jednak część z nas potrzebuje być bardzo blisko, a inni czują się lepiej, będąc w pewnej odległości. Znaczenie mają tu trudne doświadczenia życiowe, które traumatyzują nasze relacje. A człowiek ma przecież ogromne możliwości do generowania w sobie mechanizmów obronnych. I ucieczka w samotność staje się dzisiaj jednym z nich. Dlatego, że samotność możemy sobie dzisiaj dość dobrze zracjonalizować: samotność jest fajna, bo lżej nam się żyje. Nikt od nas nie wymaga chodzenia na kompromisy, których uczenie się jest elementem bycia w relacji z drugim człowiekiem. Istnieje pozytywny wymiar samotności, o którym mówiliśmy: potrzeba zdystansowania się, pobycia ze sobą czy nasycenia się energią samotności. I myślę, że w uniwersalnym wymiarze każdy człowiek tego potrzebuje – umiejętności bycia ze sobą. Faktycznie dzisiaj to dla nas trudno dostępne, w małym stopniu potrafimy kontaktować się ze sobą w samotności.
Negatywny wymiar samotności to właśnie rodzaj ucieczki: z lęku przed bliskością czy oceną, z niechęci do angażowania się w relacje i pogłębiania bliskości. Jednak mężczyźni dopiero uczą się kontaktowania ze swoimi emocjami. I pomimo że sam jestem feministą, to mam taki apel do kobiet: „dajcie mężczyznom więcej czasu”. Potrzebnego, by odkryli, jak dziś być mężczyzną silnym i wrażliwym jednocześnie. Bo niby od kogo mieli się tego nauczyć? Od nieobecnego, wycofanego czy przemocowego ojca? A może od matki próbującej wypełnić obie role rodzicielskie? Postawy żądaniowe, roszczeniowe i krzyczące ze strony kobiet budują u wielu mężczyzn jedynie opór. I chęć ucieczki. Dlatego proponowałbym raczej terapeutyczną zasadę: tym szybciej coś się wydarza, im wolniej działamy. Dojrzewanie do bliskości i uczenie się odrębności to indywidualny i długotrwały proces.
Ale czy mężczyźni potrzebują tej samotności od kobiet?
I tak, i nie. Tak, ponieważ nie chodzi o samotność w ogóle, od wszystkich, tylko fakt, że mężczyźni czują się bezsilni i nie rozumieją oczekiwań współczesnych kobiet. Nie, ponieważ mężczyźni chcą bliskości, w której możliwa jest własna odrębność i nieprzeżywanie wszystkiego i zawsze razem. Powiem ci, jak to wygląda u mnie: lubię pobyć sobie sam lesie, w górach czy w domu, i to nie jest ucieczkowe, tylko ma funkcję regenerującą. Po to, żebym później mógł zbliżyć się do partnerki, podzielić się swoim doświadczeniem, powiedzieć o tym, co przeżyłem, mieć ciekawość jej jako drugiej osoby. I myślę, że w relacji z kobietą to bardzo ważne, bo bycie ciągle razem w takim sklejeniu zabiera tajemnicę, ciekawość i niedosyt. Myślę, że z byciem w związku jest jak z kulinariami – lepszy niedosyt niż przesyt.
Mężczyzna samotnik dla mnie jako kobiety to facet sukcesu lub porażki. To na pewno nie jest facet taki jak inni…
A dla mnie taki samotnik to mężczyzna, który potrafi być sam ze sobą i wyznaczyć innym pewne granice. Potrafi też znieść to, że nie jest czasem rozumiany przez innych, a jednak pozostaje lojalny względem siebie. Dzięki temu ma zdrowe relacje z innymi ludźmi, którzy uznają stawiane przez niego granice i wiedzą, że samotność nie jest przeciwko relacji między nimi. Mężczyzna samotnik potrafi zbliżać się i oddalać, nie wypadając z ról: partnera, męża, ojca, brata czy syna. A wypadanie z ról polega na tym, że mężczyzna w ogóle nie chce wchodzić w relacje, nie potrafi ich inicjować i pogłębiać.
A jak wyglądają relacje mężczyzny samotnika z kobietami?
Mają się dobrze, jeśli to, na czym polega potrzeba samotności, jest jasne dla obu stron. Na pewno są kobiety, które mają w sobie nieświadomą potrzebę naprawiania czy leczenia takiego mężczyzny. Wtedy potrzebę samotności partnera traktują jako stan przejściowy, który wynika z poranienia. Za zadanie stawiają sobie, by z ich pomocą wrócił na łono rodziny czy relacji. Jednak tego rodzaju zabieranie tlenu i osaczanie przez rozżaloną kobietę będzie tylko powodowało wycofywanie się tego mężczyzny. Co ciekawe, kobiety trafiają do mojego gabinetu częściej w poczuciu, że są samotne i chciałyby kogoś poznać. Mają w sobie lęk przed samotnością, który zamienia się w desperację szukania bliskości za wszelką cenę. Z kolei mężczyźni w samotność uciekają. Wtedy gdy czują, że kobieta jest za blisko, za mocno chce wejść w ich życie i złamać tajemnicę. Do pewnego momentu rozumiem ich chęć ucieczki. Ale jest też drugi rodzaj męskiego uciekania – przed dorosłością. Wynika on z ich emocjonalnej niedojrzałości, niechęci do mierzenia się z codziennością czy bycia obecnym ojcem, partnerem, mężem.
A może lepszą partnerką dla samotnika jest samotniczka, która go rozumie, bo sama ma dużą potrzebę autonomii?
Nie do końca, bo bliskość tworzą: obecność, kontakt, codzienność wspólnego życia, więc jeżeli partnerzy mają dwa odrębne życia, bez przestrzeni wspólnej i bez miejsca na znalezienie kompromisu – to bardzo trudno taką relację utrzymać i rozwijać. Uważam, że związek dwóch silnych i odrębnych osobowości jest bardzo trudny do pogodzenia.
Freud mówił, że człowiek zdrowy psychicznie może kilka godzin spędzić w pustym pokoju na krześle.
Właśnie ta równowaga pomiędzy bliskością i oddaleniem się jest dla mnie, terapeuty, miarą czyjegoś zdrowia psychicznego. Umiejętność bycia ze sobą zwiększa szansę, że będę potrafił być w związku i że nie jestem z partnerką tylko dlatego, że nie potrafię być sam.
Mówisz jednak, że mężczyźnie łatwiej jest dzisiaj żyć bez ludzi, w samotności?
Jeżeli dokonało się już wielu prób życia w związku, a to nie przynosi efektu, tylko cierpienie, to ile można? Nie chodzi o to, żeby teraz nawracać każdego samotnika na życie z ludźmi. Bo czasem to wynika z jego lub jej wysokiej wrażliwości, z tego, że obecność innych jest przebodźcowująca, emocje są zbyt intensywne i po prostu łatwiej jest żyć w pojedynkę. Jest taka piosenka, którą uwielbiam – „Driving Home for Christmas” Chrisa Rei. Warto wsłuchać się w jej tekst: „Jadę do domu na święta. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę te wszystkie znajome twarze. Czuję, że już są blisko mnie“. Kiedy słyszę ją w radiu, mam wtedy przed oczyma właśnie taki obraz mężczyzny, który jest sam, jest daleko, a jednak ma do kogo wrócić. Bo jest ktoś na tym świecie mu bliski. Dlatego dobrze jest czasem zatęsknić i właśnie do tego potrzebna jest nam wszystkim samotność.
Robert Milczarek, psycholog, psychoterapeuta, trener umiejętności psychospołecznych.
Źródło: magazyn Sens 2020 rok