Najnowszy film Małgorzaty Szumowskiej „Twarz”, nagrodzony w Berlinie Srebrnym Niedźwiedziem, w śmieszno-straszny sposób pokazuje polską prowincję. Czy odporność na zmiany to nasza lokalna specjalność czy po prostu ludzka? Odpowiedzi szukają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
Jacek, główny bohater filmu, przechodzi kryzys tożsamości po transplantacji twarzy. Czy jednak to naprawdę film o nim?
„Twarz” mówi o tym, że istnieje bardzo duża grupa ludzi w naszym społeczeństwie, którym wydaje się, że w życiu wystarczy mieć co jeść i pić. Czy każdy potrzebuje szerszych horyzontów i nowych perspektyw? Wiele osób sportretowanych w tym filmie takiej potrzeby nie ma. Dwa konkretne fakty: budowa najwyższego pomnika Chrystusa na świecie w Świebodzinie oraz pierwszy w historii przeszczep twarzy, który odbył się w Polsce, osadzają całą historię w polskiej rzeczywistości. Jednak wymowa tego filmu jest głębsza. Na konferencji prasowej w Berlinie byli dziennikarze z całego świata. Oni również odnajdywali tam obrazy znane im z ich codzienności. W filmie pada pytanie: „Jesteś Polakiem czy nie? Polak powinien siedzieć w Polsce”. Małgorzata Szumowska mówi nam: „Polak jest obywatelem świata”.
Angielski tytuł tego filmu to „Mug”, czyli „ryj”. Tak jak przezywają Jacka okoliczne dzieciaki, gdy ten wraca do domu po przeszczepie twarzy. Ale tak naprawdę „ryje” czy „mordy” to wszyscy ludzie wokół niego, którzy nie są w stanie go zaakceptować ani okazać mu empatii. Nie rozumieją, że nie wystarcza mu praca przy budowie pomnika – dumy całego miasteczka. On chce czegoś więcej.
Czego brakuje bohaterom w filmowym miasteczku: zrozumienia, wiedzy, akceptacji dla inności, różnorodności?
Brakuje im tego wszystkiego. Wydaje mi się, że dotyka ich taka trochę pokoleniowa klątwa. Byli wychowani w PRL-u, w poczuciu, że nic nam więcej, poza Polską, nie potrzeba. I że trzeba się cieszyć tym, co się ma. Zwolnieni z kreowania rzeczywistości wokół siebie, bo państwo kreuje ją za nich. Takie podejście wciąż u nas pokutuje. Dlatego każda inność wywołuje sprzeciw, zamieszanie i odrzucenie, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Jednak pamiętajmy, że mówimy cały czas o społeczności pokazanej w filmie. Nie twierdzę, że wszyscy w Polsce boimy się zmian.
Ale wszyscy, jako społeczeństwo i ludzie, boimy się inności i równamy do reszty. Nawet terapeuci wkładają pacjentów w pewną normę zachowania. Ta historia mogłaby się wydarzyć tak samo na prowincji, jak i w dużym mieście...
Pewnie tak. Tylko nie mamy w Warszawie miejsca, gdzie można by postawić tak wielką statuę, chociaż...dla chcącego nic trudnego (śmiech). A tak naprawdę mamy tu pokazane dwie twarze Polski: pierwsza to podwórko, na którym po świniobiciu bawią się dzieci, druga – przepiękne niemalże rajskie krajobrazy, sfotografowane przez Michała Englerta. To zestawienie prowokuje do myślenia.
Każdy z nas obawia się zmian. Dlatego, że zmiana psychologicznie narusza całą grupę fundamentalnych potrzeb związanych z poczuciem bezpieczeństwa. Takich jak wygoda, spokój, wolność od strachu. Lepsze jest wrogiem dobrego...
To zależy jednak od indywidualnych cech charakteru. Są ludzie, którzy stale poszukują czegoś nowego, źle się czują w sytuacji stagnacji. A są też i tacy, dla których najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa.
W swoim nowym filmie Szumowska przygląda się naszym wadom, a nikt nie lubi być krytykowany. Jak się czujesz po tym filmie?
Reżyserka pokazała nas w krzywym zwierciadle, jednak po wyjściu z kina nie czułam się źle, bo tacy właśnie jesteśmy. Małgorzata Szumowska wyrosła z dokumentu. W swoim doskonałym filmie „A czego tu się bać?” sportretowała ludzi w małych mazurskich miejscowościach, to, w jaki sposób chowają swoich bliskich, jak się z nimi żegnają. Z ogromną czułością i zachwytem pokazała, że śmierć można oswajać. Echa tego dokumentu są widoczne również w filmie „Twarz”, w scenie pogrzebu dziadka.
Oglądając film „Twarz”, często się śmiałam. Czy ten śmiech nas w jakiś sposób leczy?
Rozmawiamy o tym filmie w kontekście filmoterapii i dobrze, bo śmiech – i pewnie takie było założenie Szumowskiej – jest dla nas, widzów terapeutyczny. Śmiejemy się z tego, co widzimy na ekranie, a potem wychodzimy i myślimy: „Przecież trzeba coś z tym zrobić”. Zwykle myślimy, że to jest straszno-śmieszne, ale tak właśnie jest i trzeba to zaakceptować. „Twarz” daje nam sygnał, że wcale nie musi tak być, daje nadzieję, że nie wszystko jest stracone. Są ludzie, którzy chcą się rozwijać, jak główny bohater. Jacek ostatecznie wyrusza w świat, tak jak radziła mu siostra. Ona w naturalny sposób dostrzega to, co jest do zmiany w świecie, w którym żyje.
W jaki sposób można to zmienić?
Na pewno warto podjąć próbę jakiejkolwiek zmiany w miejscu, w którym żyjemy, a jeśli się nie uda, zobaczyć, czy jest jeszcze inny świat, gdzie możemy się realizować.
Jaka scena zapadła ci w pamięć? Mnie spowiedź matki, która nie rozpoznaje swojego odmienionego syna. Ksiądz odpowiada jej: „Matka musi kochać swoje dziecko, szczególnie to chore”.
Mnie najbardziej poruszyła scena, w której Dagmara, była dziewczyna Jacka, nagle odwraca się w tańcu i widzi go takim, jaki był przed wypadkiem. Przez chwilę myślałam, że może przejrzała na oczy i zrozumiała, że mimo przeszczepu i nowej twarzy Jacek jest przecież tym samym człowiekiem. Jednak Dagmara tego nie rozumie. Ta wzruszająca scena pokazuje ogromną amplitudę doznań i emocji. Z kolei scena rozmowy matki z księdzem, o której mówisz, mnie rozbawiła.
To, co zrobiła w tym filmie Szumowska, przypomina mi trochę to, co robił Stanisław Bareja w swoich filmach, na przykład w „Misiu”. Na jego filmach śmialiśmy się z samych siebie.
Sądzisz, że kino, które nas jednocześnie bawi i martwi, ma największy potencjał rozwojowy? Pozwala dotrzeć do najciemniejszych zakamarków naszej psychiki?
Tak. Czarna komedia ma zawsze drugie dno i ten film również ma swój podtekst. Można by powiedzieć, że to poczucie humoru w stylu Jima Jarmuscha, ale nie – Szumowska to jednak Szumowska. Jest oryginalna, nie naśladuje nikogo, ma swój język. Nie zastanawia się, w jaki sposób będzie oceniona i czy nam się spodoba. Mówi o tym, co ją drażni i uwiera. Walczy o swoje. To ryzykowne, ale ona konsekwentnie idzie własną drogą. Podobnie jak filmowy Jacek, który dopiero chce tego spróbować.
Małgorzata Szumowska w książce „Przyszłość. Bitwa o kulturę” Romana Pawłowskiego mówi, że przyszłością kina jest terapia. Uważa, że będzie ono bliższe dokumentom i jeszcze bardziej oddziałujące na emocje.
Ona sama przeprowadziła na sobie rodzaj terapii, robiąc film „33 sceny z życia”. Przeżyła przecież bardzo traumatyczny czas w młodości, kiedy w jednym roku straciła oboje rodziców. Dla mnie ten film był uwolnieniem się Małgośki i przejściem do Małgorzaty.
Krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski powiedział, że film „33 sceny z życia”, w którym bez żadnej taryfy ulgowej spojrzała na własną rodzinę, świat, z którego wyszła i siebie samą, dał jej prawo i siłę do tego, by teraz krytycznie przyglądać się innym w ten sam sposób. Właśnie jak robi to w „Twarzy”.
Co daje tej historii zmiana twarzy głównego bohatera?
Jacek od początku jest inny. Nieakceptowany przez społeczność, w której żyje. Załóżmy, że wypadek, który spowodował, że został przezwany „ryjem”, w ogóle się nie wydarzył. Już wcześniej był „satanistą”, bo nosił długie włosy i słuchał zespołu Metallica. Pamiętasz scenę, gdy wszyscy dzielą się opłatkiem na Wigilii? Czego mu wtedy życzą? Żeby zmienił swój wygląd, obciął włosy i wyglądał jak człowiek. To jest bardzo dobrze napisany scenariusz, twarz ma tu znaczenie metaforyczne, zresztą sam tytuł jest wieloznaczny. Z jednej strony myślisz o twarzy głównego bohatera, z drugiej – o innym obliczu polskiego kina, jakie proponuje reżyserka.
Za co najbardziej cenisz Małgorzatę Szumowską?
Podziwiam ją jako osobę, która robi w życiu dokładnie to, co chce. Nie ma żadnych zahamowań, nie czuje się niczym ograniczona, walczy o swoje. W tym zawodzie to niezwykle cenne. Jeżeli coś ją uwiera, to się od tego uwalnia przez robienie filmów. Prawdopodobnie gdyby czuła się ze wszystkim komfortowo, nic by nie stworzyła. Jeżeli poczuje się gdzieś dobrze, to opuszcza to miejsce. Ona ciągle poszukuje. I w tym jest mi bliska.
Po obejrzeniu filmu zadaj sobie następujące pytania:
Jakie emocje czułeś, oglądając ten film? Jaką emocję czułeś po jego zakończeniu?
Kto jest według ciebie głównym bohaterem w filmie? Jaki on jest? Czego brakuje w jego życiu emocjonalnym? Jak formułuje swój problem? Czy udaje mu się go rozwiązać?
W jakim stopniu identyfikujesz się z nim?
Jak postąpiłbyś na jego miejscu?
Z którym bohaterem utożsamiasz się najbardziej?
Która postać cię najbardziej odpycha w filmie i dlaczego?
Jakie wątki, tematy poruszone w filmie do ciebie przemawiają?
Jak podoba ci się zakończenie filmu? Czy coś byś zmienił?
Jakie wnioski możesz wyciągnąć dla siebie?
Grażyna Torbicka: dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2
Martyna Harland: autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2
Źródło: magazyn Sens, kwiecień 2018 rok