Rola psiego fryzjera w „Dogmanie” przyniosła aktorowi Marcello Fonte nagrodę na festiwalu w Cannes. Jego bohater wzruszał, ale i irytował swoją łatwowiernością. O tym, czy w dzisiejszym świecie jest miejsce dla takich ludzi – dyskutują filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
Po obejrzeniu najnowszego filmu Matteo Garrone „Dogman” mam smutną refleksję, że bycie dobrym nie zawsze popłaca. Główny bohater, Marcello nie wychodzi na tym na dobrze...
Marcello to dobry człowiek, ufa wszystkim, których spotka na swojej drodze, stara się nie chować urazy. Wierzy, że każdą sprawę i każdy problem można rozwiązać w rozmowie, bo zakłada, że wszyscy mają
dobre intencje. Marcello jest psim fryzjerem i zwierzęta, którymi się opiekuje, czują tę jego dobroć. Ja też uważam, że ludzie są generalnie dobrzy, tyle że różne życiowe sytuacje mogą rozbudzić w nim zło, więc w tym kontekście Marcello jest mi bardzo bliski. Choć rzeczywiście, gdy widzę, do czego może doprowadzić postawa, jaką reprezentuje w filmie, to zaczynam się nad sobą poważnie zastanawiać...
Jaki jest największy problem Marcella? Dlaczego brakuje mu poczucia własnej wartości? W odpowiednim momencie nie umie postawić na swoim.
Wiemy, że Marcello nie ułożył sobie życia rodzinnego. Jest rozwiedziony, ma córeczkę, którą bardzo kocha i dla której chce jak najlepiej. Wyobrażam sobie, że jego była żona, oczekiwała od niego bycia silnym facetem, bo dla kobiet to ważne. Jak widać, Marcello wojownikiem nie jest i to mogło stanowić jedną z przyczyn rozstania. Ale według mnie największy problem tkwi nie w samym Marcellu, a w ludziach wokół, takich jak Simone. To okropny człowiek, były bokser, uzależniony od narkotyków, który przez swoją głupotę i barbarzyństwo nieustannie burzy porządek małej społeczności, w której obaj żyją.
Główny bohater podejmuje decyzje, których ja nie rozumiem. A jak ty tłumaczysz jego zachowanie?
Po pierwsze, jest człowiekiem, który będzie bronił każdego. Po drugie, czuje się winny, bo pomógł Simone w przestępstwie. Wiedział, że ten nie cofnie się przed niczym, więc pewnie trochę również się go wystraszył i wziął całą winę na siebie. Miał też nadzieję, że jeśli pójdzie do więzienia i odpokutuje winę, społeczność, w której żyje, przyjmie go z powrotem do siebie, bo przecież tyle dla tych ludzi poświęcił, nawet spokój swojej córki. Tacy naiwni w swojej dobroci ludzie istnieją. Sama znam podobny przykład. Mieszkanie moich znajomych w centrum Warszawy zostało kompletnie okradzione, a sąsiad, przekonany, że to przeprowadzka, pomógł złodziejom nawet przenieść meble.
To straszna naiwność... Z sytuacji, w której znalazł się Marcello, właściwie nie ma wyjścia. To mnie jednocześnie smuci i irytuje.
Gdyby Marcello po powrocie z więzienia został przyjęty przez społeczność, gdyby mu wybaczono – to sprawy wyglądałyby inaczej. A on nie zostaje przyjęty, co go popycha do zemsty i w końcu staje się dla tych ludzi zwykłym recydywistą.
Psychologowie twierdzą, że oczyścić może tylko zemsta świadoma, czyli adekwatna do sytuacji i nieodroczona, czyli mówiąc wprost: mścić trzeba się na bieżąco. W innym razie jest to destrukcyjna siła. Tymczasem z badań wynika, że 9 osób na 10 skorzysta z możliwości zemsty na drugiej osobie, jeśli jest taka okazja.
No właśnie, w filmie też tylko Marcello wierzył, że sprawy można załatwiać inaczej. Próbował dogadać się z Simone, bo wierzył, że dane słowo jest wystarczającą gwarancją. Pamiętasz scenę przy stole, gdy w porze obiadu zbierają się wszyscy mężczyźni i rozmawiają o tym, jak poradzić sobie z Simone, który stał się postrachem okolicy? Chcą znaleźć sposób, żeby go wyeliminować ze społeczności. Rozmowa wydaje się zmierzać do jednego rozwiązania, a jednak ostatecznie do niego nie dochodzi.
Może Marcello lepiej by na tym wyszedł, gdyby doszło do zemsty grupowej?
Tak działa mafia! Francis Coppola w filmie„ Ojciec Chrzestny” najlepiej pokazuje, na jakich zasadach funkcjonuje społeczeństwo, które rządzi się prawem zemsty. Pamiętasz? Zemsta pociąga za sobą kolejne zło. A Marcello nie kończy źle. Najgorzej kończą ludzie, którzy go otaczają, ponieważ nie są w stanie wybaczyć. I zostawić za sobą przeszłości.
Gdyby Marcello nie wziął winy na siebie i nie poszedł do więzienia, mógłby później zadręczać się poczuciem winy i zachowywać się autodestrukcyjnie. Mścić można się także na sobie. Ma to głębokie, psychologiczne skutki.
Tak też można. Tylko pamiętaj, że Marcello nie miał wyjścia. Gdyby nie poszedł do więzienia, również zostałby odrzucony, bo przecież wszystko wskazuje na jego współudział w kradzieży.
Moim zdaniem to wcale nie jest takie oczywiste. Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś, że Marcello wcale nie jest tak naiwnie dobry, tylko wszystko robi dla pieniędzy?
Rzeczywiście, przypomniałaś mi, że w grę wchodzą tu również pieniądze. Marcello chce spełnić największe marzenie swojej córki, czyli zabrać ją na wakacje. Być może właśnie dlatego postanawia ulec Simone? Nie jest mu dobrze z tą decyzją, ale jednocześnie myśli, żeby wyciągnąć z tego wydarzenia coś dobrego? Ale gdy wychodzi z więzienia, Simone nie ma zamiaru przekazać mu obiecanej części łupu. I to prowadzi do ekstremalnej sytuacji. Marcello jest kompletnie zagubiony, nie widzi innego wyjścia niż zemsta. Dla mnie ostatnia scena filmu jest wręcz biblijna.
Wcześniej Marcello długo kumuluje w sobie emocje. W pewnym momencie wybucha i rozbija motor Simone. I wtedy już wiadomo, że to nie skończy się dobrze.
A nie masz wtedy ochoty powiedzieć:„Brawo Marcello! Nareszcie zrobiłeś to, co trzeba było zrobić już dawno”? Wcześniej wszyscy uważali go za głupka i miarka się przebrała. Narosły w nim żal, złość, niespełnienie. Dowiedział się, że wszystko, co zrobił, było po nic. Dlatego budzi się w nim wściekła bestia.
Owszem, zawalczył o swoje, tyle że to nie zawsze kończy się dobrze. Co z tego, że nazwę szefa kretynem, jeśli stracę pracę, na której mi zależy?
No właśnie, dlatego ja mu bardzo współczuję! Nie chcę, żeby Marcello dokonywał aktu zemsty, nie chcę, żeby zło zwyciężyło. Uważam, że każdy z nas niesie w sobie bestię i jeżeli zostanie przygnieciony do ściany, to musi się przecież bronić.
Ja też mu współczułam, ale i nie rozumiałam go. A jakie emocje ty czułaś podczas tego filmu?
Już od samego początku czułam, że bohater za bardzo ufa ludziom. Niepokoiłam się, że to nie skończy się dobrze. Miałam dla Marcella tym większe współczucie, że do tragedii doprowadziła postawa innego człowieka, a nie chęć zysku czy dominacji jego samego.
Czy istnieje inne antidotum na zranione ego, poza zemstą?
Tutaj nie chodzi o zranione ego, a poczucie bycia oszukanym.
A jednak Marcello w pewnym momencie, powiedział do Simone: „masz mnie przeprosić i szanować”. I rozbił jego motor. A może wystarczyłaby tylko fantazja o zemście?
Fantazja nie pomogłaby mu w tej sytuacji. Stracił pracę, nie miał przyszłości. W sumie to nie miał po co żyć.
„Mój bohater jest jak kwiat, który rośnie pośród błota” – mówił aktor Marcello Fonte, grający główną rolę.
Tak, taki człowiek jest bezradny. Film jest smutny, bo pokazuje, że dobroć w dzisiejszych czasach ma małe szanse na przetrwanie. To jest tak samo baśniowa opowieść, jak i wcześniejszy film tego Garrrone „Pentameron”. Jest tutaj wiele nieprawdopodobnych scen, zwłaszcza w końcówce filmu, które stanowią według mnie rodzaj przypowieści.
„Dogman” może być filmoterapią dla ludzi niepewnych siebie jako przestroga, w jaki sposób nie budować tej pewności siebie? By nadto nie ufać innym, ale też nie ustawiać się w roli służącego wobec silniejszej jednostki, jak to robił Marcello wobec Simone.
Tak, zgadzam się z tym. Ten film opowiada między innymi o tym, że jeśli oddasz siebie całkowicie innym ludziom i za bardzo będziesz im wierzyć, możesz być bardzo zraniony. I to jest bardzo smutna konstatacja.
To bardzo męski świat. A nawet chłopacki, bo bohaterowie według mnie zachowują się bardzo niedojrzale. Co daje ten świat nam, widzom, nam, kobietom?
W „Dogmanie” widzimy męski świat, bo mała społeczności na głębokiej prowincji Włoch żyje właśnie w ten sposób. Zresztą to typowy obraz dla reżysera Matteo Garrone, który w takich miejscach dorastał. Taki obraz przedstawił też w filmie „Gomorra”.
Psychoterapeuci proponują pacjentom wymyślanie własnych zakończeń filmów, by w ten sposob mogli dotrzeć do swojego wnętrza. Czy oglądając filmy, tworzysz w głowie alternatywne scenariusze? Jakie zakończenie najchętniej byś tu widziała?
Po obejrzeniu tego filmu byłam mocno zagubiona. Chciałabym, żeby historia potoczyła się inaczej. W mojej wersji „Dogmana” mieszkańcy wybaczyliby Marcellowi i wspólnie próbowaliby walczyć ze złem. Tylko, że to nie byłby scenariusz na dobry film. Happy end nie jest dziś w cenie.
A zastanawiałaś się, co by było, gdyby bohaterkami były same kobiety? Mężczyźni mszczą się siłowo, a czy myślisz, że w przypadku kobiet byłaby to raczej forma słowna, np. plotka?
W filmie mężczyźni mszczą się za pomocą siły ale nie powiedziałabym, że zemsta kobiet ma przede wszystkim postać słowną. Takie filmy jak „Imperium zmysłów”, „Co się zdarzyło Baby Jane” czy „Kill Bill” pokazują, że zemsta jest rozkoszą bogiń. Pomysł, co by było, gdyby cała ta historia działa się w świecie kobiet, jest zresztą wart przemyślenia...
Co cię najbardziej poruszyło w tym filmie?
Wszystkie sceny, kiedy Marcello był razem z córką, gdy pływali łodzią i nurkowali. Miałam wrażenie, że Marcello jest na swoim miejscu. Jest szczęśliwy, a ja, widząc to, czułam spokój.
FILMOTERAPIA Z FILMEM „DOGMAN”
Tematy, jakie porusza film: co to znaczy być dobrym i złym człowiekiem, z czym wiąże się zemsta, jak budować poczucie własnej wartości, wobec kogo być lojalnym w życiu.
Emocje, jakie porusza: współczucie, żal, niesmak, strach, pogarda ale też (w krótkich momentach) rozbawienie i błogość.
Do kogo jest skierowany? Ten film będzie szczególnie wartościowy dla ludzi, którzy myślą przede wszystkim o innych, a nie o sobie. Dla tych, którzy budują poczucie własnej wartości i walczą z niską samooceną. Ale też jest skierowany do wszystkich tych, którzy starają się być w życiu dobrymi ludźmi.
Grażyna Torbicka: dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2
Martyna Harland: autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2
Źródło: październikowy Sens, 2018