O problemach młodego pokolenia Click oraz o sile psychicznej ze znanym psychologiem, psychoterapeutą, pisarzem, Wojciechem Eichelbergerem.
Martyna Harland: Z jakimi problemami boryka się aktualnie młode pokolenie?
Wojciech Eichelberger: Pokolenie Z, zwane również C od angielskiego słowa click, wychowało się w intensywnym kontakcie z komunikatorami i komputerem. Dlatego ich podstawowym problemem jest egzystencjalna samotność wynikająca z niezdolności do nawiązywania trwałych i bliskich związków z ludźmi. Wirtualne znajomości okazały się zbyt łatwym i zwodniczym środkiem zastępczym – erzacem przyjaźni i bliskości. Komunikatory dewaluują bliskość i więź, sprowadzając je do wymiaru znajomych na FB. Tam łatwo się spotkać i jeszcze łatwiej rozstać. W dodatku ważniejsza od jakości związków ze znajomymi stała się ich ilość. Ilość znajomych na FB jest teraz świadectwem naszej wartości. Im bardziej jesteśmy popularni, tym więcej jesteśmy warci. Ten celebrycki – oparty na popularności – model tworzenia swojej pozycji społecznej i poczucia wartości własnej, zwalnia nas od konieczności wytworzenia realnej wartości, opartej na rzeczywistych osiagnięciach w jakiejś dziedzinie. Otworzyła się ogromna przestrzeń do budowania wielkościowych złudzeń dotyczących naszej pozycji towarzyskiej, społecznego statusu i bycia ważnym dla innych. Powszechnym wzorem relacji jest to co nazywam narcystycznym kanibalizmem. Pożeramy się wzajemnie po to tylko, aby zaspokoić naszą potrzebę bycia ważnym i popularnym. Gdy znajomość przestaje z jakiś powodów służyć tej strategii, zostaje porzucona/wydalona, zdegradowana do roli odchodów. Nienawiść, pogarda i poniżanie uprzednio skanibalizowanych – lub nienadających się do narcystycznej konsumpcji – też służy budowaniu złudzenia swojej własnej wartości. To samobójczy mechanizm, który demoluje naszą prawdziwą wartość, a zarazem związki z innymi ludźmi. Często staje się on powodem prawdziwych tragedii.
W filmie Jesteś Bogiem główny bohater Magik, który jest wrażliwym, zdolnym, młodym człowiekiem, chciałby robić w życiu coś, co kocha ale jednocześnie jest mocno pogubiony…
To jest bardzo dobry skrót istoty kłopotów tego pokolenia. Są to często nadzwyczajnie uzdolnieni młodzi ludzie, z wieloma umiejętnościami i kompetencjami intelektualnymi – lecz cierpiący na niedorozwój w wymiarze emocjonalno-społecznym. Stereotyp młodego człowieka typu C to ktoś spędzający całe dnie przed komputerem i nie potrafiący nawiązać prawdziwego kontaktu z innymi ani emocjonalnie radzić sobie wśród ludzi w sytuacjach poza-zabawowych. Nie miał okazji się tego nauczyć. Zapewne jego rodzice byli zbyt zajęci pracą lub jakimś swoimi sprawami i uzależnieniami. A szkoła od wielu lat też nie stwarza okazji do uczenia się tych umiejętności.
A kiedyś uczyła?
Przed zmianą ustroju szkoła kładła zdecydowanie większy nacisk na zachowania i kompetencje wspólnotowe. Może dlatego, że nie było za bardzo o co się bić. Kładło się więc nacisk na zespołowe wyniki i osiągnięcia. Kolektyw, brygada, zespół, klasa, jednoczenie się, to były słowa, które słyszało się aż za często. No i komunizm jako taki, odmieniany we wszystkich przypadkach – czyli ustrój oparty na wspólnocie. Poza tym przez lata niedostatków i upokorzeń ludzie nauczyli się pomagać sobie wzajemnie i jednoczyć się wobec wspólnego wroga. Także wobec państwowej, zideologizowanej szkoły. Jakim wspaniałym ćwiczeniem z konspiracji, solidarności i lojalności było powszechne w tamtych czasach ściąganie! Paradoksalnie, to komuna nauczyła Polaków solidarności i konspiracji, które w końcu obaliły samą komunę. Kapitalizm z definicji oparty jest na konkurencji i darwinowskiej zasadzie walki o przetrwanie. Więc teraz wyścig szczurów zaczyna się już w przedszkolu – bo jeśli pomogę innemu, to wtedy mam mniejsze szanse na bycie lepszym od niego. Do tego dochodzi coraz większa konkurencja na rynku pracy. Statystyczna szansa na zrealizowanie obowiązującego wzorca sukcesu i kariery staje się coraz mniejsza. Na szczycie piramidy sukcesu i bogactwa coraz mniej miejsca. Uczucia i potrzeby wspólnotowe takie jak solidarność, empatia czy lojalność przeszkadzają w bezwzględnej walce o sukces. Ale - na szczęście – wyprzeć się ich do końca nie sposób. Więc generacja Z/C jest spragnioniona bliskich związków opartych na współodczuwaniu, lojalności, dzieleniu się i wspieraniu. Coraz więcej jest takich, którzy chcą się tego uczyć, ale droga przed nimi jeszcze długa. Czy ktoś słyszał o przejawach lojalności i solidarności na Facebooku? Jeśli tylko jest okazja, żeby lepiej wypaść przed innymi, zaskarbić sobie większą popularność i wyrazistą reputację, to bez wahania zdradzamy i porzucamy starych znajomych. W zgodzie z darwinowskim myśleniem szkoły nie zadają sobie trudu, aby zachęcać młodzież do sportów zespołowych, gdzie wspólnym wysiłkiem i współpracą osiąga się pożądany wynik. To wszystko sprawia, że młodzież coraz częściej ucieka w świat gier, w second live, by w świecie fantazji można realizować te ważne potrzeby.
Poza tym szkoła nie uczy rozumienia własnych emocji…
Nie uczy nawet nazywania ich. Tak zwane kompetencje emocjonalne wśród uczniów – a tym samym u przeciętnego Polaka – są na bardzo niskim poziomie. Z jednej strony szkoła tego nie uczy – w programach szkolnych nie ma śladu psychologii – a atmosfera rywalizacji uniemożliwia nauczenie się psychologii emocji i relacji w bliskich, długotrwałych kontaktach z rówieśnikami. Bowiem w bliskich związkach najlepiej poznajemy nie tylko innych ale i siebie.
A jak jest ze stresem u młodych?
Wygląda na to, że do kategorii stres zaliczamy coraz większą ilość zwyczajnych, codziennych sytuacji. Tak jakbyśmy uznawali za szkodliwe i chcieli unikać wszelkiego rodzaju trudności i wyzwań. Wiąże się to z coraz bardziej powszechnym nastawieniem hedonistycznym - poszukiwaniem przyjemności. Pokolenie C ma opinię bardzo hedonistycznego. Unikanie wszystkiego, co trudne, co wymaga długotrwałego wysiłku oraz detrminacji i bywa nieprzyjemne wydaje się stanowić credo tego pokolenia. To może poważnie zahamować ich rozwój, usamodzielnianie się i dojrzewanie. Najbardziej rozwija nas bowiem to co trudne i nieznane. Choć wydaje się bardzo prawdopodobne, że to pozorny hedonizm i wygodnictwo. Wiele wskazuje na to, że to pokolenie nie chce się wysilać w imię celów, jakim poświęcili życie ich rodzice – są bowiem rozczarowani i oburzeni stanem spraw tego świata.
Ale ewolucyjnie dzięki stresowi uniknęliśmy przecież drapieżników. Poza tym znany psycholog Erickson mówił o ośmiu psychospołecznych kryzysach w życiu człowieka- od nas zależy czy będą stresogenne, czy też okażą się szansą na nasz rozwój…
Kierowanie się zasadą przyjemności jest naszym naturalnym odruchem, który dzielimy ze światem zwierząt. Ale tylko ludzie potrafią zorganizować sobie taki komfort, że po to aby uzyskać przyjemność nie muszą mierzyć się z trudnościami ani ryzykiem. Nie ma im czego zazdrościć. Stresem jest sytuacja, w której nasza fizjologiczna mobilizacja do walki lub ucieczki jest z jakiś powodów tłumiona i nie przechodzi w działanie/odreagowania. Tak więc nie podejmowanie ryzyka walki/ucieczki powoduje stres, sprawiając, że długo żyjemy pod presją zagrożenia zamiast podjąć działanie, które może zmienić lub zakończyć daną sytuację. Krótko mówiąc najpoważniejszym źródłem stresu jest zbyt długie odwlekanie działania na rzecz zmiany sytuacji lub/i stanu własnego umysłu , ktore nas nieustannie mobilizują do walki/ucieczki.
Z drugiej strony, nie zapominajmy o tym, że tempo życia jest dzisiaj dużo wyższe niż kiedyś i takich sytuacji stresujących mamy coraz więcej. Nawet ze względu na to, że nie mamy czasu na regenerację sił…
To prawda i to bardzo ważna sprawa. Tak zwany work-life balance został kompletnie rozchwiany. Nie ma już wyraźnej granicy między końcem pracy i początkiem wypoczynku. Poza tym perspektywy dla młodego pokolenia nie rysują się optymistycznie. Wiele wskazuje na to, że aby uniknąć katastrofy nie powinniśmy nadal podążać w tę samą stroną co dotychczas. Czekają nas duże zmiany społeczne i ustrojowe. To sprzyja poczuciu obciążenia u młodych ludzi. Trzeba się przygotowywać na to, że będzie trudno. Nie czas na uciekanie w hedonizm, zabawę, powierzchowność i konsumpcję.
Zatem jak sobie z tym radzić? Aktualnie wielu młodych ludzi, tak jak filmowy Magik, stoi przed dylematem- czy robić w swoim życiu to co kochają, martwiąc się o niepewne jutro, czy też pracować zarobkowo, nie realizując swoich pasji..
Widziałem ostatnio znakomity dokument o szczęściu pt. Happy Roko Belica. Bardzo polecam ten film. Dokładnie o tym mówimy, że czas na cywilizacyjnie i kulturowe zmiany, bo większość ludzi na świecie jest nieszczęśliwa. To jest bardzo ważne, żeby iść za swoją pasją i być gotowym na konsekwencje. Z pewnością realizacja marzeń będzie nas bardziej zbliżać do szczęścia niż realizacja stereotypowych, kulturowo promowanych ról czy celów.
To dość ekstremalny pogląd…
Dlatego, że romatyczny? Może już więc czas na neoromantyzm? Ale przecież wszyscy to wiemy, że gdy realizujemy powołanie, pasję, talent – to są one w stanie nasycić treścią i sensem całe nasze życie i uczynić nas szczęśliwymi. W czasach, w których żyjemy trzeba mieć bardzo dużo odwagi i determinacji, by postawić wszystko na jedną kartę i pójść pod prąd trendów, mód i nieustannie promowanemu mitowi szczęścia posiadania. A młodzi ludzie z pokolenia C mają trudność z podejmowaniem ryzyka. Bardzo tego chcą, ale nie znajdują w sobie wewnętrznej siły i wiary zarówno tej jednostkowej jak i pokoleniowej. Przejawiło się to demonstracjach i akcjach tzw. Ruchu Oburzonych: spotkali się, podyskutowali, pobawili, lecz ponieważ są indywidualistami, zabrakło im zdolności do zoorganizowania się i podjęcia długotrwałego, zdeterminowanego, żmudnego działania.
Skąd się bierze ten brak poczucia wewnętrznej siły, z braku miłości i uwagi rodziców?
Zręby naszego poczucia wartości i wewnętrznej siły powstają u zarania życia i zależą od ilości czasu i przychylnej uwagi ofiarowanych nam przez ważnych dorosłych. Jeżeli czujemy, że jesteśmy ważni, jeśli dorośli uznają nas i nasze potrzeby za najważniejsze dostatecznie często, to nabieramy siły i mocy. Ale gdy przez 3 pierwsze lata nasycimy się miłością, uwagą i czasem nam poświęconym, wtedy niezbędny staje się kolejny, ważny etap budowania naszej wewnętrznej mocy i niezależności.
Jaki? W jaki sposób budować u młodych ludzi siłę psychiczną?
Czas na wymagania i wyzwania proporcjonalne do naszego wieku i możliwości. Wtedy sprawdzamy się w różnych realnych sytuacjach i budujemy swoje poczucie siły ucząc się wiary w swoje możliwości. Święta zasada w wychowaniu: tyle miłości, ile wymagań – tyle wymagań, ile miłości. Wymagania stawiane nam przez kochających rodziców, stanowią dla nas wyraz ich wiary w nasze możliwości.
Taki kochający rodzic powinien być jednak uważny, ażeby te wymagania były akuratne, nie za niskie i nie za wysokie…
Za wysokie wymagania mogą generować poczucie nieudacznictwa i przegranej. Z koleii wymagania zbyt łatwe i przechwalanie dzieci mogą zbudować nierealistyczne poczucie omnipotencji, ktore szybko i boleśnie jest weryfikowane przez życie . Gdy rodzice poświęcają za mało uwagi i czasu swoim dzieciom, a jednocześnie dużo wymagają – tak jak to miało miejsce w wypadku rodziców pokolenia Z/C – to ich dzieci nie zbudują stabilnego poczucia własnej wartości i nie stać ich będzie na prawdziwy, dojrzały nonkonformizm.
A możemy to poczucie oparcia w sobie wypracować sami?
Nie jest łatwo to nadrobić. Potrzeba dużo czasu i uważnej pracy z samym sobą, a czasami także psychoterapii. Przede wszystkim trzeba nazwać problem i go zrozumieć. Potem można samemu stawiać sobie cele i konsekwentnie je realizować. W końcu odkrywamy, że poczucie wiary w siebie i mocy zawsze mieliśmy, tylko otoczenie nie dało nam okazji i wsparcia, by je w sobie poczuć.
Temperamentalny czynnik ryzyka Strelau, mówi o tym że niektórzy z nas są genetycznie bardziej predysponowani do zaburzeń, w interakcji ze stresującym środowiskiem. Także badania znanego fizjologa Iwana Pawłowa nad psami mówią o tym, że mamy silny bądź słaby układ nerwowy. Zatem jak wiele zależy od nas?
W filmie Happy przytaczane są wyniki badań naukowych, gdzie się okazuje się że 50% potencjału szczęścia mamy odziedziczone, jakby zainstalowane w naszym mózgu, ale resztę musimy zrobić sami. Bardzo ważne jest w tym znalezienie sprzyjającego nam, wspierającego środowiska.
Odnośnie pokolenia C, zastanawia mnie to, jakie zaburzenia generuje takie życie w podwójnej rzeczywistości, tej wirtualnej i tej realnej.
Internet w dużej mierze jest przestrzenią chaosu i anarchii, pozbawioną reguł i granic. Tu można występować anonimowo, udawać różne postacie, uwodzić, wchodzić w pozorne związki, po czym je zrywać i nawiązywać nowe, itd. W takim otoczeniu dobrze czują się i poruszają osoby z typem osobowości borderline. Ostatnio miałem okazję rozmawiać z amerykańską astronautką, która brała udział w wielu misjach orbitalnych i ponad dwa tygodnie spędziła na stacji orbitalnej w nieważkości. Próbowałem się dowiedzieć, co w tym stanie nieważkości było atrakcyjnego i co było trudnego. Otóż na początku było to euforyczne doświadczenie, bo ruch nie sprawiał żadnego wysiłku, można było zająć w przestrzeni dowolne miejsce i samemu decydować, gdzie jest góra a gdzie dół, gdzie prawa strona a gdzie lewa. Nie było żadnej zasady porządkującej przestrzeń. Grawitacja jest więc siłą i zasadą porządkującą nasze istnienie i zachowanie w przestrzeni. Pozbawione jej środowisko nieważkości jest płynne, chaotyczne, zmienne – można rzec, że borderlinowe. Anonimowość w necie i związany z nią brak odpowiedzialności za nasze słowa i zachowania jest – przez analogię – tym czym brak grawitacji na stacji kosmicznej.
Wojciech Eichelberger – psycholog, psychoterapeuta, pisarz. Współpracował przy tworzeniu programów telewizyjnych popularyzujących wiedzę psychologiczną, m.in prowadził w latach 1997 – 1999 program Okna w TVP2, oraz takie programy jak Być tutaj, Nocny Stróż.
Wywiad opublikowany na stronie www.kinoterapia.pl