Ola, główna bohaterka nowego filmu Piotra Domalewskiego, dojrzewa na oczach widzów. Budzi podziw swoją determinacją, odwagą i empatią. Dokąd doprowadzi ją tytułowe „Jak najdalej stąd” i czego dowie się o sobie podczas tej drogi? Odpowiedzi na te pytania szukają filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland.
Martyna Harland: „To moja ulubiona bohaterka” – napisałaś do mnie o Oli z najnowszego filmu Piotra Domalewskiego „Jak najdalej stąd” zaraz po jego obejrzeniu. Za co ją tak lubisz?
Grażyna Torbicka: Za jej determinację, odwagę i za empatię, której nie tylko widzowie, ale chyba ona sama też po sobie się nie spodziewa. Ola ma marzenie i zrobi wszystko, żeby je spełnić. Nawet gdy życie przynosi jej bolesne niespodzianki, nie rezygnuje ze swoich planów. Rozumie, że będzie je musiała zweryfikować, i szuka różnych sposobów, by osiągnąć swój cel. Do momentu, gdy dociera do niej – i za to też ją lubię – że może są sprawy ważniejsze i te plany trzeba odłożyć na później.
Cenię także jej ciekawość świata. Sama wyjeżdża do Irlandii, nie znając tam nikogo, i jest to jej pierwszy wyjazd za granicę – jednak świetnie sobie radzi. Obserwuje świat, poznaje nowych ludzi, widzi, jak żyją inni, jakie mają problemy – i to ją rozwija. Ola poszerza horyzonty i choć w wielu momentach działa instynktownie, to idzie przez życie świadomie.
A to ciekawe, bo dla mnie ona właśnie nie jest świadoma siebie, a raczej zamknięta na swoje emocje. Sprawia wrażenie, jakby była „zamrożona”.
Według mnie jest to film o dojrzewaniu młodej kobiety. Bohaterka dopiero wchodzi w życie, poznaje siebie i potrafi czerpać ze swoich doświadczeń. W finale Ola jest już dojrzałą osobą, świadomą tego, co przeżyła.
Wspominam o tym „zamrożeniu”, bo wydaje mi się, że w całej rodzinie nie rozmawia się o emocjach. W scenie przy stole zobaczyłam samotne, oddzielne elektrony.
Ja odebrałam to tak, że gdy dowiadujesz się o nagłej śmierci bliskiego, nie wiesz właściwie, co to oznacza. Co będzie dalej? Nie chcesz rozmawiać o emocjach, bo tych emocji jeszcze nie znasz, one dopiero się rodzą. Matka Oli po śmierci męża obawia się o przyszłość, bo przecież zostaje sama z niepełnosprawnym synem. Ola czuje prawdopodobnie pustkę, bo przed nią było tyle planów: miała dostać samochód, robiła prawo jazdy…
Jej marzenie o samochodzie odbieram jako tęsknotę za ojcem i za relacją z nim. A co twoim zdaniem jest największym problemem Oli?
Ola chce wierzyć, że ojciec myślał o niej i ją kochał. Że dotrzymał słowa i naprawdę odkładał pieniądze na jej wymarzony samochód. Jej wiara poddana jest poważnej próbie. To film o relacji córki z nieobecnym ojcem, który pracuje za granicą, żeby zarabiać na utrzymanie rodziny. Ale najciekawsze jest to, że ta relacja odbudowuje się na naszych oczach, kiedy ojca już nie ma – po jego tragicznej śmierci. W tym sensie Piotr Domalewski jest bardzo oryginalny w opowiadaniu historii o dojrzewaniu. Ola stopniowo odkrywa, jak wyglądało życie jej ojca poza domem i dzięki temu, że nie daje się zwieść pozorom, dochodzi do prawdy. Dużo ją to kosztuje, ale zyskuje jeszcze więcej: spokój i pewność siebie.
Pokazanie, że możemy wybaczyć rodzicom i w ten sposób naprawić relacje, bez konieczności rozmowy z nimi czy psychoterapii, jest bardzo terapeutyczne.
Bohaterka dostaje dowody na to, że nie myliła się co do uczuć ojca. To nie dawało jej spokoju, więc poszukiwała prawdy. I okazało się, że co prawda żyli z ojcem oddzielnie, ale emocjonalnie byli razem.
Przyznam, że, obserwując jej „śledztwo”, bardzo często wybuchałam śmiechem.
Dlatego, że w całej tej emocjonującej opowieści jest bardzo dużo momentów rozprężających, to nie dołujący dramat psychologiczno-obyczajowy. Bardzo często śmiałam się z sytuacji, w których znajdowała się bohaterka, ale też z tego, jak sobie radziła, z jej naturalnego sprytu. Poza tym „Jak najdalej stąd” jako jeden z niewielu ostatnio obejrzanych filmów zaskakiwał mnie w kolejnych odsłonach scenariusza. Tematyka społeczno-obyczajowa, bohaterowie wywodzący się z klasy średniej, często odrzuceni – to w kinie brytyjskim specjalność Kena Loacha, a Piotr Domalewski znajduje język swojego pokolenia, by takie historie opowiadać.
Żart i czarny humor odbieram jako mechanizm obronny bohaterki. Kiedy na nią patrzę, widzę reżysera Piotra Domalewskiego. Wydaje mi się, że dał tej postaci wiele z siebie.
Trudno mi ocenić, czy Ola jest alter ego reżysera. Widzę w niej przede wszystkim bunt i rozwagę jednocześnie. To ciekawe: jest sobą, kimś absolutnie niezależnym wewnętrznie, a z drugiej strony – stać ją na pewnego rodzaju konwenanse i grę, bo wie, że to pomaga drugiej stronie.
Ja z kolei czułam niepokój o los Oli. Zachowywała się jak przyszła Matka Polka, która zaciska zęby i bierze się do roboty. Kiedy koleżanka powiedziała jej, żeby nie płakała, bo da sobie radę, odpowiedziała: „Ja nigdy nie płaczę”.
W ogóle nie odebrałam tej postaci w taki sposób. Ola jest dla mnie niezwykle niezależna w tym, co robi i jakie podejmuje decyzje. Jest bardzo młoda, więc wszystkiego uczy się na naszych oczach. Scena, podczas której musi zidentyfikować ciało ojca i dzwoni do matki, żeby dowiedzieć się, czy on miał jakieś znaki szczególne – jest znakomita. To wielka sztuka zrobić scenę w prosektorium tak, że wybuchasz śmiechem i jednocześnie nie jesteś tą reakcją zażenowana przed samą sobą. Przekonuje mnie też scena nocnego szaleństwa z przypadkowo spotkanymi rówieśnikami. To moment, kiedy Ola może odreagować intensywne przeżycia ostatnich godzin i przygotować się do dalszej walki.
Ona świetnie daje sobie radę w tej trudnej sytuacji, jednak kiedy patrzę na Olę, widzę w niej całą masę niewyrażonej złości. Emocjonalnie jest to świetnie pokazane.
Uważam, że ta złość ją napędza w sposób konstruktywny. Gdyby nie miała w sobie takich pokładów sprzeciwu, to nie byłaby w stanie niczego zrobić.
Finał daje niesamowity oddech bohaterce, ale i nam, widzom. Dostajemy upragnione katharsis.
To prawda i to jest wielka zasługa wspaniałej gry Zofii Stafiej, czyli filmowej Oli. Aktorstwo na najwyższym poziomie.
Dla kogo ten film może być terapeutyczny? Moim zdaniem dla osób, które są w kryzysie czy trudnej sytuacji, którym bohaterka może dodać siły, żeby się nie poddawać. Myślę, że kiedy dajemy sobie radę w trudnej sytuacji, próbujemy czasem uciec „jak najdalej stąd”, czyli najdalej od nieprzyjemnych emocji. Ale one zawsze w końcu nas dosięgają i trzeba się nimi zająć. I właśnie film pokazuje nam ten moment w życiu przetrwania na wdechu…
Tak, ale można też odczytać to bardziej dosłownie. „Jak najdalej stąd”, czyli uciec z miejsca, z którego się wywodzę i które mnie ogranicza. Uniezależnić się. Ola wiedziała, że musi wyrwać się z kręgu, w którym tkwi, a marzenie o samochodzie było symbolem wolności i niezależności, wyruszenia w nieznanym kierunku.
Grażyna Torbicka, dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2.
Martyna Harland, autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2.
Źródło: magazyn Sens, styczeń 2021