Czy ludzie są dzisiaj skłonni do empatii i pomocy innym? "The Square" najnowszy film Rubena Ostlunda, tegorocznego zwycięzcy z Cannes, nie pozostawia złudzeń. O sporze między naturą a kulturą - z Grażyną Torbicką rozmawia Martyna Harland.
Dawno tak dobrze nie bawiłam się na filmie. A Ty?
Grażyna Torbicka: Ja też bawiłam się znakomicie! Rzadko kiedy zdarza się, żeby w konkursie takiego festiwalu jak Cannes znalazł się film, który z jednej strony zapewnia Ci rozrywkę. Z drugiej, dotyka tak głębokich i ważnych spraw społeczno-obyczajowych. A nawet tych z pogranicza filozoficznego. O to przecież chodzi w kinie. Pokrzepionym się z tego filmu nie wychodzi, ale w trakcie oglądania jest duża przyjemność.
Bardzo trudno jest zrobić inteligentną komedię, tak żeby żart trafiał do widza...
No właśnie, ale czy zamierzeniem Ostlunda było zrobienie gatunku pod nazwą komedia? On przedstawił nam historię, która po prostu pokazała nas samych. Współczesny świat. Współczesnych ludzi. Najzabawniejsi okazali się Ci, z tak zwanych "wyższych sfer". Właśnie ich poddał głębokiej analizie. No i okazało się, że my wszyscy jesteśmy tak naprawdę bardzo śmieszni. Gdy spojrzymy na to z dystansu, to trochę wychodzi nam współczesny Mikołaj Gogol...
Czym jest tytułowy kwadrat?
"The Square" to nazwa instalacji. Projektu, z którym wielkie nadzieje wiąże główny bohater Christian, kurator Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Tytuł filmu pochodzi od artystycznego projektu, który został zrealizowany w Vandalorum Museum na południu Szwecji. Kwadrat jest tutaj miejscem, w obrębie którego każdy z nas sprawdza swoją zdolność do zaufania drugiemu człowiekowi. Na tym polega sztuka tego pomysłu. Właściwie na tym też opiera się cała historia w filmie. Testujemy to, w jakim stopniu jesteśmy zdolni do empatii. Na ile jesteśmy w stanie wyjść poza ramy otaczającej nas rzeczywistości, w zależności od tego, do jakiej klasy społecznej należymy. Wydaje nam się, że w klasie wyższej jesteśmy kulturalni. Zdolni do empatii. Do współczucia. Do pomocy drugiemu człowiekowi. Reżyser robi nam sprawdzian z tego, czy rzeczywiście tak jest? Odwieczny spór na linii natura człowieka kontra kultura...
W scenie, gdy odwiedzający muzeum musieli wybrać między lewy wejściem „ufam ludziom” i prawym „nie ufam”, większość szła na lewo. Ja wybrałabym drogę „nie ufam”....
No i dobrze, byłabyś wobec siebie uczciwa. Jak widzisz większość ludzi wybierała jednak trasę "ufam", tylko potem następny krok był taki, że trzeba zostawić swój portfel i telefon w tym kwadracie. I teraz, czy faktycznie ufasz, że inni Ci tego portfela nie zabiorą. Okazywało się, że nie potrafimy być konsekwentni i deklaracja "ufam ludziom" nie oznaczała, że pozostawimy tam swoje rzeczy.
A Ty, które wejście byś wybrała?
No widzisz, ja jestem idealistką i jednak weszłabym w "ufam". Zostawiałbym też portfel i telefon, tylko dlatego żeby być wobec siebie w porządku. Skoro powiedziałam już A, to teraz trzeba powiedzieć B.
Tyle, że mówimy jedno, a robimy drugie… Psychologowie społeczni, jak Gordon Allport, podkreślają że postępowanie człowieka bardzo często nie idzie w parze z jego deklaracjami
Ależ oczywiście. I ten film jest właśnie o tym. We współczesnym świecie jesteśmy pełni górnolotnych idei i pięknych słów. Bardzo łatwo przychodzi nam krytyka tych, którzy tego współczucia i pochylenia się nad drugim człowiekiem nie okazują. A potem zawsze przychodzi czas na sprawdzian, z którym mierzy się właśnie nasz główny bohater. Ostlund genialnie skonstruował tą opowieść. Wierzę właściwie w każdą scenę w tym filmie. Ufam, że nasza główna postać, chce być dobra i usiłuje być po tej dobrej stronie mocy. Jednak Christian nie przewidział, że jednym swoim krokiem, którym oskarża wszystkich mieszkańców bloku jako potencjalnych złodziei, trafi na małego chłopca, który poczuje się tym po prostu urażony. I który ma do tego prawo.
Chcemy być kulturalni ale naturę ludzką trudno oszukać?
Muszę powiedzieć, że wielokrotnie zastanawiałam się, czy na przykład chciałabym mieszkać na tak popularnych teraz osiedlach grodzonych. Tworzy się wtedy pewien rodzaj getta. O co w tym chodzi? Oddzielamy się od innych? Znaczy, że co? Uznajemy, że ci, którzy są za tym szlabanem są inni, lepsi od tych, którzy nie mają tam wstępu? Na jakiej podstawie? Czy ci, którzy nie mieszkają na tym osiedlu, są dla nas potencjalnymi złodziejami?
My i oni, to dzisiaj wyraźny podział
Widać to w kluczowej scenie performansu, który odbywa się podczas eleganckiej kolacji, poświęconej donatorom tego muzeum. Nie chcemy zdradzać filmu, żeby nasi czytelnicy naprawdę dobrze bawili się w kinie, ale warto zwrócić uwagę na tą scenę. Ten pomysł jest genialny.
A które sceny najbardziej zapadły Ci w pamięć? W jaki sposób Cię poruszyły? Ja nie widziałam od lat zabawniejszej sceny seksu w kinie...
Znakomita. Zresztą jak cała relacja głównego bohatera z młodą, amerykańską dziennikarką, w tej roli świetna Elisabeth Moss. Kobiety do poderwania. Ja wierzę w to, że nasz bohater na prawdę chce być dobry. Stara się być w porządku. Ale jednocześnie chce być też nowoczesny. Chce być lwem salonów. Dobrym ojcem.
I co mu w tym przeszkadza?
Wiesz, to ta przewrotność ludzkiej natury. Chyba jednak zawsze zwyciężać będzie w nas chęć własnej wygody. Niechęć do dyskomfortu osobistego powoduje różne zachowania i sytuacje, których potem się wstydzimy. A w tym wypadku, z których szczerze się śmiejemy. I tak jest od pierwszej sceny filmu. Widzimy wywiad z naszym bohaterem przeprowadzany przez dziennikarkę, która cytuje kompletnie bełkotliwy fragment jego wypowiedzi z innej rozmowy. Prosi o to, żeby wyjaśnił sens tych słów. Wchodzimy w ten świat i zastanawiamy, co też artysta miał na myśli? Genialność Ostlunda polega na tym, że on ironizuje z tej sztuki współczesnej, ale jej nie deprecjonuje. Tylko się nią bawi. Pokazuje nam, że czasami albo nawet często nie jesteśmy w stanie zrozumieć, dlaczego coś nazywane jest dziełem sztuki. Jeżeli widzimy nasypane równo obok siebie kupki piasku, to dlaczego mamy to uznawać za dzieło sztuki?
Widać, że Ruben Ostlund mocno inspiruje się teorią psychologii społecznej. Jak w filmie „Gra” efektem widza, dotyczącym zanikania odruchu pomocy w obecności innych. Czy eksperymentem Milgrama w „Mimowolnie”, gdzie pokazywał w jaki sposób grupa może przekroczyć granice. Co takiego jest w jego filmach?
On w każdym swoim filmie pokazuje ułomność psychiki ludzkiej. Co go różni od innego szwedzkiego reżysera, Ingmara Bergmana? Jakby się nad tym zastanowić, to ciekawe. Ostlund jest bliżej człowieka i chyba jednak prościej go portretuje. To znaczy prościej określa dobro i zło. Wydaje mi się, że nie ma wątpliwości, co jest dobre, a co złe. Zastanawia się tylko, dlaczego nam jest tak trudno to rozróżnić... Cały czas porusza się w tych tematach i problemach, gdzie człowiek postawiony jest w sytuacji dwuznacznej i musi dokonać jakiegoś wyboru.
Bergman nie do końca definiował dobro i zło. U niego było to wszystko bardziej zawieszone. Psychologiczne dywagacje i rozmyślania, bez odniesienia do konkretnych sytuacji, które jasno pokazywałyby, co jest w porządku, a co nie. Ostlund to bardzo inteligentny reżyser. Takich jest wielu. Ale przełożyć to na język filmowy jest bardzo trudno. Ostlund swoimi kolejnymi filmami, które tutaj wymieniamy, dochodził do "The Square". Widać tu jego dużą dojrzałość, wynikającą z tej wieloletniej obserwacji zachowań ludzkich.
Z czym zostawił Cię ten film?
To był z jednej strony śmiech, a z drugiej przerażenie. Bo film dotyka sedna sprawy. Pokazuje nas wszystkich w krzywym zwierciadle. A przecież to jest takie proste! Liczy się dobro. Liczy się drugi człowiek. Kompletnie o tym zapomnieliśmy i zatraciliśmy się we współczesnym świecie. Status społeczny i strach przed jego utratą, są ponad wszystko. Dlatego skłonni jesteśmy robić rzeczy okropne. Pamiętam, że gdy wyszłam z kina, byłam jeszcze bardziej zagubiona. Ten film pokazuje, że właściwie wszystko mogłoby być prostsze. Ufajmy sobie nawzajem. Bądźmy dla siebie dobrzy. Czy to jest takie trudne?
Jest! Nawet tylko w obrębie tego kwadratu.
Zródło: Sens, październik 2017 rok