Czy można być szczęśliwym, żyjąc z dala od innych? Jak znaleźć równowagę między minimalizmem a potrzebą rozwoju? Skąd się bierze piękno w człowieku? Filmolożka Grażyna Torbicka i psycholożka Martyna Harland rozmawiają o filmie „Kraina miodu”, który był pokazany na festiwalu „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym, a teraz w grudniu, ma swoją premierę kinową.
"Kraina miodu” w reżyserii Tamary Kotevskiej i Ljubomira Stefanova z Macedonii Północnej zdobyła nagrodę główną na 16. Millenium Docs Against Gravity Festival. W pierwszej chwili zdziwiło mnie to, że nagrodzony zostaje dokument o pszczołach, ale zobaczyłam opowieść o spokoju ducha i życiu w zgodzie ze światem. A co ty w nim dostrzegłaś?
Grażyna Torbicka: Mnie ten film nie przyniósł takiej dawki spokoju jak tobie. Chociaż na początku faktycznie na to się zapowiadało. Widzimy Hatidze, 50-letnią kobietę, która żyje w opustoszałej macedońskiej wiosce, samotnie zajmując się chorą matką i hodując pszczoły. Jest ostatnią z linii niezależnych pszczelarzy, zbiera miód ze stromych szczelin skalnych. Dba o naturę i rozumie ją, nie ingeruje w jej naturalny cykl. To jej świadomy wybór.
Takie życie to faktycznie świadomy wybór czy raczej brak decyzji, by coś zmienić?
Wydaje mi się, że po prostu inny świat jej nie interesuje. Być może matka przekazała jej miłość do miejsca, w którym obie żyją. Prawdopodobnie ona także całe życie spędziła w tej samej chatce z kamieni. Pomimo to Hatidze dostrzega inny świat. Jeździ do miasta, na targ w Skopje, gdzie handluje miodem. Poznaje innych ludzi, dba o siebie. Jednak woli być tu, gdzie jest. Tyle że w pewnym momencie sytuacja się odmienia. Do jej wioski przybywa rodzina z dziećmi. A niedługo potem także choroby i śmierć...
Hatidze kieruje się zasadą „biorę dla siebie połowę, a połowę zostawiam”. A nie „biorę wszystko” – jak uczy nas współczesny świat.
W tym filmie zwróciłam także uwagę na kwestię odpowiedzialności za drugiego człowieka. Dopóki żyje jej matka, Hatidze czuje się za nią odpowiedzialna. Obok mieszka rodzina z liczną gromadką dzieci. Dorośli codziennie walczą o swoją hodowlę pszczół i uważają, że dzieci powinny im w tym pomagać. Denerwują się, bo gdy one były małe, trzeba było się nimi opiekować, a gdy podrosły – nie są pomocą, tylko utrapieniem. Nasza bohaterka spogląda czasem na nich zza płotu. Być może przez chwilę żałowała nawet, że sama nie założyła rodziny. Jednak gdy słyszy rozmowy sąsiadów, jest szczęśliwa z powodu swojej wolności.
To przypomina mi najnowsze badania behawiorysty prof. Paula Dolana, które pokazują, że niezamężne i bezdzietne kobiety to najszczęśliwsza grupa ludzi na świecie. Podobno cieszymy się z tego, że mamy dzieci, jednak już nie z ich obecności, a dodatkowo kobiety w małżeństwie w mniejszym stopniu realizują siebie oraz doświadczają więcej tzw. negatywnych emocji.
Nic tylko być samotną, nie mieć męża i dzieci, i hodować pszczoły! (śmiech). Choć gdy patrzę na świat wokół, to myślę, że może przyniosłoby to pożytek... Znam kilka samotnych i bezdzietnych kobiet, które jednak wydają się odczuwać pewne braki, ale rodzi się pytanie, na ile wynika to ze społecznych norm, które narzucane są kobietom. U nas szczęście nieodłącznie kojarzy się przecież z rodziną. Stygmatyzowana jest nie tylko samotna kobieta, ale też bezdzietna para. Gdyby te kobiety żyły na odludziu albo w krainie miodu, być może czułyby się szczęśliwe.
Hatidze budzi dużą sympatię. Jak myślisz: dlaczego?
Lubimy ją, bo ma w sobie harmonię. Odnalazła siebie i swoje miejsce na Ziemi. Tymczasem rodzina sąsiadów dopiero tego szuka. To zresztą bardzo uniwersalne, w naturze ludzkiej leży ciągłe poszukiwanie lepszego świata, który wydaje się czekać tuż za rogiem. Czasem potrzebujemy wielu doświadczeń i długiego życia, żeby się odnaleźć.
Ten film mnie urzekł, ale życie w „Krainie miodu” wydaje mi się nierealne. Myślę, że gdybym tam trafiła, siłowałabym się z życiem podobnie jak rodzina sąsiadów. Mam wrażenie, że ty lepiej byś się odnalazła... tak jak Hatidze.
Nie wyobrażam sobie ciebie jako matki szóstki dzieci, która popędza stado bydła, a potem pcha pod górę zepsutą ciężarówkę. Dla mnie świat natury jest cenniejszy niż świat miasta, doceniam piękno przyrody, ale nie czułabym się dobrze w skórze Hatidze. Lubię ludzi, ruch, zmiany. Życie w samotności nie jest moją domeną, ważna jest dla mnie obecność mężczyzny.
Hatidze to chyba jedna z najpiękniejszych bohaterek, jakie widziałam ostatnio. To może być głęboko terapeutyczny film dla kobiet, które żyją w pojedynkę.
Ona jest piękna poprzez swoją naturalność. Ten dokument pokazuje, że piękno w człowieku polega na byciu sobą, na pogodzeniu się ze światem, na świadomym istnieniu w miejscu, które jest naszym wyborem.
Ta bohaterka to także mistrzyni uważności. Poruszyły mnie sceny, kiedy wspólnie z matką jedzą banana czy arbuza. Wyciskają chwile do ostatniej kropli. Pamiętasz, kiedy ty ostatnio jadłaś coś w tak intensywny sposób?
A właśnie zupełnie niedawno. Byłam bardzo głodna, poczułam wte- dy wszystkie smaki owocu! Kiedyś z moim przyjacielem, krytykiem filmowym Tadeuszem Sobolewskim udało nam się iść razem na obiad podczas festiwalu w Berlinie. Za- mówiliśmy zupę meksykańską, po czym zaczęliśmy jeść bez słowa. Ta zupa była kwintesencją wszystkich smaków świata i Tadeusz powiedział na koniec: „Jak cudownie jest być głodnym!”.
A co do „Krainy miodu”, to mnie najmocniej dotknęły sceny, w których umierają chore jałóweczki. Nawet w takim świecie nie wszystko da się przewidzieć. Zobaczyłam, ile może być naturalnych niebezpieczeństw i trudności, z którymi każdy zmaga się inaczej. Byłam tym mocno poruszona.
Albert Einstein powiedział, że jeśli pszczoły znikną, człowiekowi pozostaną cztery lata życia. Może to miała być swoista przestroga od twórców filmu?
Mam nadzieję, że pomożemy pszczołom w przetrwaniu i jeszcze długo nie znikną...
W jaki sposób możemy przełożyć to, co zobaczyliśmy, na naszą rzeczywistość? Jak skorzystać z tej filmowej opowieści?
„Kraina miodu” pokazuje minimalizm potrzeb. Warto zobaczyć, jak niewiele jest nam potrzebne do życia, a to stoi w kontrze do współczesnej kultury konsumpcjonizmu. Uświadamiamy sobie, że są jeszcze miejsca na świecie, gdzie ludzie żyją zupełnie inaczej. A nawet jeśli sami nie potrafimy jeszcze wprowadzić w życie zasady „wystarczy tylko połowa”, to zawsze możemy to wpajać swoim dzieciom.
Dzieciom to trudno wytłumaczyć. Ostatnio postanowiłam nie dawać synkowi żadnej zabawki na Dzień Dziecka. Chciałam mu pokazać, że ważniejsze jest to, żeby spędził ten dzień wspólnie z rodzicami. Dostał czas i uwagę.
Dziecko widzi inne dziecko i chciałoby mieć taką samą zabawkę i trudno wtedy powiedzieć: „Synku, to naprawdę nie jest ci do niczego potrzebne”. Wydaje mi się, że ten dokument właśnie po to został zrealizowany. Skoro reżyseruje go dwudziestoparoletnia kobieta w duecie ze swoim partnerem, to znaczy, że młode pokolenie dostrzega współczesne zagonienie, i chce pokazać nam inny świat. Popatrzmy na rodzinę sąsiadów. Właściwie nie można im wiele zarzucić, ciężko pracują, bo pragną kupić lepszy kamper i zapewnić dobrą przyszłość dzieciom. Człowiek ma w sobie pewien naturalny pęd do posiadania i rozwoju, co również jest dobre. Najistotniejsze jest zachowanie równowagi i uświadomienie sobie, że nie trzeba przekraczać pewnych granic. Gdyby każdy z nas był taką Hatidze, nie byłoby rozwoju...
Wydaje mi się, że pod koniec filmu Hatidze jednak rusza w nieznane, do innego miejsca i świata.
Moim zdaniem Hatidze zostanie w tej krainie, bo jest tu szczęśliwa i zdrowa. Ale kto jej pomoże, gdy kiedyś zachoruje? Wybór samotności oznacza zgodę na to, że w pewnym momencie trzeba zmierzyć się z własnymi ograniczeniami.
Grażyna Torbicka: dziennikarka, krytyk filmowy, dyrektor artystyczna Festiwalu Filmu i Sztuki Dwa Brzegi w Kazimierzu Dolnym, w latach 1996–2016 autorka cyklu „Kocham Kino” TVP2
Martyna Harland: autorka projektu Filmoterapia.pl, psycholożka, wykładowczyni Uniwersytetu SWPS, dziennikarka. Razem z Grażyną Torbicką współtworzyła program „Kocham Kino” TVP2
Źródło: sierpniowy Magazyn SENS, 2019.